blog prywatny

"[..] jak trudno ustalić imiona wszystkich tych, którzy zginęli w walce z władzą nieludzką [..] a przecież w tych sprawach konieczna jest akuratność nie wolno pomylić się nawet o jednego [..] jesteśmy mimo wszystko stróżami naszych braci [..] musimy zatem wiedzieć policzyć dokładnie zawołać po imieniu [..]"

Zbigniew Herbert
"Pan Cogito o potrzebie ścisłości"

List Jarosława Kaczyńskiego !

List Jarosława Kaczyńskiego do członków PiS nie został w mainstreamowych mediach opublikowany w całości. O liście będzie się mówiło, warto  poznać całą treść tego listu, a nie tylko słuchać wyrwanych z kontekstu zdań. Jest dla mnie oczywiste, że media wrogie PiS, a wiec prawie wszystkie, będą totalnie krytykowały tezy pana prezesa J.Kaczyńskiego i manipulowały cytatami z listu.  Ciekawi mnie, jak ten list zostanie przez WAS  skomentowany , oceniony ?

Warszawa, 1 września 2010

Szanowni Państwo

Członkowie Prawa i Sprawiedliwości

Postanowiłem powrócić do stosowanego kiedyś w mojej poprzedniej partii – Porozumienie Centrum – obyczaju pisania listów prezesa partii do jej członków. Zarówno wtedy, w latach 90., jak i dziś, chodzi o bezpośredni przekaz pewnych informacji i interpretacji wydarzeń, które albo nie docierają do Koleżanek i Kolegów za pośrednictwem mediów, albo też docierają, ale w formie mocno zniekształconej, niekiedy całkowicie opacznej, przekręconej, i to intencjonalnie. Intencje te z reguły sprowadzają się do jednego celu: zaszkodzić naszej formacji, wprowadzić zamieszanie, zarówno w opinii publicznej, jak i w szeregach członkowskich.

Gdy spojrzymy na przeszło dziewięcioletnie dzieje Prawa i Sprawiedliwości, możemy łatwo zauważyć pewną prawidłowość. Otóż niezależnie od tego, że niemal zawsze jesteśmy traktowani przez większość mediów, a zwłaszcza przez te tworzące tzw. główny nurt, z wielkim dystansem i jednostronnym krytycyzmem (co łatwo dostrzec na tle traktowania naszych politycznych konkurentów), od czasu do czasu mamy do czynienia z momentami szczególnego natężenia skierowanych przeciwko nam akcji. Są to akcje o specyficznym charakterze, próbujące całkowicie nas zdezawuować, skłócić, podważyć pozycję kierownictwa partii, doprowadzić do kryzysu. Akcje te występują z reguły w momentach, w których mają miejsce jakieś korzystne dla nas wydarzenia lub zmiany sytuacji. Można powiedzieć, że gdy tylko „zaczerpniemy głęboki oddech”, natychmiast następuje próba pewnego rodzaju „przyduszenia” nas. Przykłady łatwo można mnożyć. Gdy powstało Prawo i Sprawiedliwość i sondaże pokazały, że nowa formacja ma pełne szanse na wejście do parlamentu, a być może nawet na dwucyfrowy wynik w wyborach, przeprowadzono operację „Dramat w trzech aktach”. To znaczy wyemitowano w telewizji film będący jedną wielką insynuacją na temat rzekomych związków PC, a w szczególności niżej podpisanego, z niejakim Januszem Iwanowskim-Pineiro, a przez niego z aferą FOZZ. Nie spotkało się to wtedy z pełnym poparciem innych mediów, niemniej bardzo nam zaszkodziło. Gdy jednak weszliśmy do Sejmu, uzyskując 9,5% głosów i 43 mandaty, w prasie niemal natychmiast zaczęły się ukazywać sondaże wskazujące, że mamy tylko 6% poparcia – a więc biorąc pod uwagę ówczesne realia byłby to ogromny spadek – a także liczne artykuły zapowiadające, iż z całą pewnością bracia Kaczyńscy rozbiją PiS, gdyż rozbijali już inne partie. Mój śp. Brat nie był nigdy wcześniej w żadnej partii (wbrew bardzo często głoszonemu poglądowi nie należał do PC i nie uczestniczył w jego pracach), ja zaś byłem w jednej, tj. PC, przy czym PiS w tej fazie swojej działalności, a więc jeszcze przed zjednoczeniem z Porozumieniem Prawicy, był prostą kontynuacją PC. Nigdy więc niczego nie rozbijaliśmy, ale fakty nie miały tu najmniejszego znaczenia – chodziło o to, by zaszkodzić.

Gdy śp. Lech Kaczyński został wybrany na prezydenta Warszawy, już po kilku tygodniach zaczęto go atakować za stan miasta, choć zastał jego administrację w stanie całkowitego rozkładu. A kilka miesięcy po wyborze, w lecie 2003 roku, przeprowadzono wielką akcję medialną w sprawie pomyłki, jaką popełnił w deklaracji majątkowej. Pomyłkę tę popełniła ogromna większość członków rządu, łącznie z premierem Leszkiem Millerem, oraz wszyscy prezydenci miast, ponieważ błędnie skonstruowano formularz. Nie przeszkodziło to jednak temu, że celem kampanii insynuującej w całkowicie absurdalny sposób świadome oszustwo, był tylko prezydent Warszawy. Akcja ta skutecznie, choć przejściowo, osłabiła zaufanie społeczne do Niego. Gdy na wiosnę 2005 roku wyprzedziliśmy w sondażach Platformę Obywatelską, partia ta zaczęła przeciwko nam szybką, ostrą, a czasem brutalną akcję, do której dołączyła się znaczna część mediów. Natomiast po zwycięskich wyborach 2005 roku rozpętał się wobec nas atak, który Ryszard Legutko słusznie określił jako wściekliznę polityczną. Trwał on bez jakiegokolwiek liczenia się z faktami przez cały dwuletni okres naszych rządów.

Po przegranej w 2007 roku nadano ogromny rozgłos wystąpieniu z PiS grupy dysydentów i podtrzymywano go długo, uzyskując realne skutki w postaci spadku naszych sondaży. Gdy przeprowadziliśmy na początku 2009 roku zjazd programowy w Krakowie, próbowano go ośmieszyć, używając do tego Janusza Palikota i jego zapowiedzi udziału w nim. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, w których nie uzyskaliśmy wyniku na miarę naszych aspiracji, ale i tak był on znacznie lepszy od oczekiwań naszych przeciwników, wróżących nam poparcie poniżej 20%, reakcja była charakterystyczna. Pierwsza, natychmiast po ogłoszeniu wyników, można rzec bez przemyślenia: PiS zaczerpnął drugi oddech. Ale zaraz potem zaczęła się potężna kampania mająca skłócić i rozbić partię, wyolbrzymić spory, jakie miały miejsce na listach (skądinąd niewłaściwe i bardzo szkodliwe – powinniśmy z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość), doprowadzić do głębokiego kryzysu. Gdy w marcu 2010 roku odbył się kolejny kongres PiS, na którym zostałem wybrany na prezesa dużą większością głosów, gdzie bardzo dobrze wypadła część programowa, ze znakomitym wystąpieniem śp. Grażyny Gęsickiej, i na którym wystąpił prezes Polskiej Akademii Nauk (skądinąd bardzo charakterystyczne – media całkowicie pominęły ten fakt, gdyż nie mieścił się w konstruowanym przez nie obrazie PiS jako partii „obciachowej”), cała uwaga mediów skoncentrowała się na w najwyższym stopniu niefortunnym wpisie na twitterze Pawła Poncyljusza i aż do tragedii smoleńskiej sprawa ta była przez nie nieustannie podnoszona. Tragedia smoleńska i ponowne wybory prezydenckie zmieniły sytuację. Mimo przegranej uzyskaliśmy wyraźny wzrost poparcia, zarówno w porównaniu z poprzednimi sondażami, jak i wynikami wyborów w 2007 r. Chodzi o zdobyte 36,5% głosów w pierwszej turze, w której konkurowali przedstawiciele wszystkich liczących się ugrupowań, a także 47% w drugiej turze, które choć oznaczały przegraną, to jednak wskazywały, iż mimo wieloletniej, niezwykle intensywnej, skierowanej przeciw nam kampanii, wciąż możemy liczyć na poparcie prawie połowy społeczeństwa. Sondaże partyjne PiS doszły do 40%, a zdarzały się i lepsze. W badaniach prowadzonych przez nasze stronnictwo, które począwszy od 2005 roku znakomicie się sprawdzały, pięciokrotnie wyprzedziliśmy nawet PO, dochodząc do 44% głosów.

Zgodnie z tym, czego można było oczekiwać, nastąpiła reakcja, tzn. kolejna kampania przeciwko nam. I to – jak niestety zdarzało się w przeszłości – z wykorzystaniem członków partii albo ludzi z nią związanych. Chodzi o tzw. list Marka Migalskiego. Trzeba zwrócić uwagę, że nie jest to pierwsze wystąpienie tego europosła, który uzyskał mandat dzięki wysunięciu go przez grupę posłów śląskich i – co muszę przyznać – mojej akceptacji. Pomijając zachowania całkowicie kompromitujące, których nie będę tu opisywał, Marek Migalski już rok temu złamał ważny zakaz obowiązujący w PiS i wystąpił w dyskusji publicznej z Palikotem, czym ogromnie pomógł temu znajdującemu się wtedy w niełatwej sytuacji politykowi PO. Dziś jego całkowicie bezpodstawne merytorycznie i sformułowane w niedopuszczalnym tonie wystąpienie, ogłoszone w momencie, w którym prowadzone są sondaże partyjne, o czym jako politolog nie mógł nie wiedzieć, stało się elementem potężnej kampanii, której absurdalność jest z jednej strony zabawna, ale z drugiej jednak groźna. Powoduje bowiem zamieszanie w naszych szeregach, a także obniża poparcie społeczne dla nas.

Najwyższy czas wyciągnąć wnioski z tych powtarzających się wydarzeń. Są one następujące.

Po pierwsze, nie można w żadnym wypadku twierdzić ani przyjmować, że osoby w ten czy inny sposób związane z PiS, które biorą w tych wydarzeniach udział, robią to z dobrą wolą. Trzeba by założyć, że nie mają elementarnego rozeznania politycznego, a takie założenie nie znajduje jakichkolwiek podstaw.

Po drugie, należy zdecydowanie odrzucić wszelkie próby analiz kampanii wyborczej na podstawie założeń suflowanych przez niechętne nam media i prawd niezweryfikowanych przez jakiekolwiek empiryczne badania. Podstawą analizy, która jest prowadzona i która musi stać się przesłanką naszego dalszego postępowania, mogą być tylko fakty, liczba głosów, ich rozkład przestrzenny w poszczególnych regionach, miastach różnej wielkości, na wsi, porównania z wynikami poprzednich wyborów, analizy zachowań różnych typów elektoratów. Już wstępne rozpoznanie przeprowadzone tą metodą każe podać w wątpliwość różne głoszone w mediach stereotypy, np. ten o skuteczności tzw. miękkiej kampanii, nienawiązywania do sprawy Smoleńska itp. Nie ma dziś jeszcze podstaw do ostatecznych konkluzji, ale wiele wskazuje (choćby porównanie wyników w wielkich miastach z 2007 i 2010 roku), że skuteczność różnego rodzaju zabiegów mających zmienić mój wizerunek, a także znaczące ograniczenie tematyki kampanii, np. wykluczenie z niej niemal w całości kwestii związanych z postawą i poprzednią działalnością Bronisława Komorowskiego, nie przyniosło znaczących skutków. Dlatego ci, którzy dziś zabierają głos, przyjmując pozycję mentorów, w najlepszym razie wykazują się brakiem elementarnej wiedzy, któremu towarzyszy wskazana wyżej zła wola.

Po trzecie, powrót po kampanii, a dokładniej położenie większego nacisku na sprawę Smoleńska (gdyż sprawa Smoleńska, mimo zaleceń, była w pewnym zakresie podnoszona, np. w takich moich wypowiedziach jak „Wojna polsko-polska skończyła się tragedią” czy „Chłopcy bawili się zapałkami i podpalili dom” – to o politykach PO; czy w akcji prowadzonej przez Zbigniewa Ziobro, szczególnie na terenie województwa lubelskiego, skądinąd z bardzo dobrym rezultatem wyborczym) nie jest kwestią, którą można dyskutować w kategoriach innych niż zasadnicze. Jest to sprawa związana ze statusem naszej Ojczyzny, Polski, statusem wszystkich Polaków. To sprawa naszej lojalności wobec Rodaków w ogóle, wobec tych, którzy reprezentują polskie państwo, w tym Prezydenta RP. Wreszcie jest to sprawa lojalności wobec naszych Koleżanek, Kolegów, współpracowników, towarzyszy politycznej drogi. Postulat jej wyciszenia ma charakter, który można śmiało określić jako patologiczny, pokazujący głęboką degenerację naszego życia publicznego i niektórych jego uczestników.

Trzeba też podkreślić, że nasze inicjatywy, a w szczególności powołanie zespołu sejmowego, doprowadziły do pewnego ożywienia działań władzy w sprawie Smoleńska, choć nie doszło tu do zasadniczej zmiany. To znaczy nadal prowadzona jest polityka serwilizmu wobec Rosji. Jeśli połączymy to z innymi elementami obecnej polityki zagranicznej, np. jaskrawo widocznym klientyzmem wobec Niemiec, to jeszcze raz trzeba podkreślić, że sprawa Smoleńska w ostatecznym rozrachunku dotyczy statusu naszego kraju jako państwa niepodległego, odgrywającego podmiotową rolę w stosunkach z innymi państwami, w tym także z potężnymi sąsiadami.

Po czwarte, sprawa uczczenia śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Jego Małżonki Marii i wszystkich Ofiar katastrofy jest także kwestią o zasadniczym znaczeniu moralnym. Zaniechanie starań o nie byłoby nie tylko skrajną nielojalnością, ale także zgodą na utrwalanie dominacji tych, którzy robią wszystko, aby zepchnąć Polaków do roli narodu (raczej grupy o bliżej nieokreślonej przynależności) uznającego swą niższość, zawstydzonych swoją historią i kulturową przynależnością zarówno wobec Zachodu, jak i wobec Wschodu. Lech Kaczyński wszelkimi sposobami, często skutecznie, czynnie i energicznie przeciwstawiał się tej dominacji, wypierał ją z naszego życia. Stąd nienawiść, jaką budził w tzw. establishmencie, i stąd trwałość tej nienawiści, także po Jego tragicznej śmierci. Stąd także niechęć, jaką budził wśród tych czynników zewnętrznych, dla których mało ambitna postawa Polski i Polaków jest bardzo wygodna.

Ci, którzy 10 kwietnia 2010 roku wybierali się do Katynia, niezależnie od różnic, jakie ich dzieliły, mieli uczestniczyć w wydarzeniu, które w zamyśle Prezydenta miało być kolejnym aktem odrzucenia wskazanej wyżej postawy. Zasługują więc na upamiętnienie, niezależnie od tego, że bardzo wielu z nich zasługuje na nie także ze względu na to, co uczynili dla Polski.

Po piąte, jednym ze sposobów atakowania PiS jest przypisywanie mi organizacji czy też inspirowania akcji obrony krzyża stojącego przed Pałacem Prezydenckim. Jest to insynuacja. Skierowaliśmy w tej sprawie list do wszystkich biskupów polskich. Szanujemy obrońców krzyża, traktując ich jako ludzi mocno związanych z wartościami religijnymi i patriotycznymi. Z oburzeniem odnosimy się do aktów jego profanacji, a także do niebywałej i nieprawdopodobnie wręcz wulgarnej agresji, jakiej ofiarą padają obrońcy. Jesteśmy oburzeni postawą Prezydenta RP, który wywołał konflikt, oraz władz rządowych i samorządowych Warszawy, które nie chcą przeciwstawić się łamaniu prawa i elementarnych reguł kultury. Jednak jako partia polityczna nie jesteśmy w ten spór zaangażowani. Proponujemy we wspomnianym liście do biskupów rozwiązanie. Z nadzieją odnosimy się też do społecznej inicjatywy Komitetu Społecznego na rzecz budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego i 95 ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, ale zdajemy sobie sprawę, że w istocie wszystko zależy od władz państwowych i samorządowych. To one mogą doprowadzić do likwidacji konfliktu w ciągu jednego dnia, gdy tylko zechcą kierować się interesem społecznym i narodowym, a nie interesem establishmentu, który w istocie reprezentują.

Po szóste, zaangażowanie PiS w sprawę Smoleńska w najmniejszym stopniu nie może ograniczyć zaangażowania partii w inne bieżące przedsięwzięcia, zarówno dotyczące funkcji, jaką musi ona wypełniać jako opozycja, krytykując władzę – a jest do tego mnóstwo powodów – jak i wobec przygotowania do wyborów samorządowych, które są dla nas bardzo ważne.

Każdy baczny obserwator sceny politycznej może zauważyć, że te zadania są wykonywane. Trudność tkwi w mechanizmie medialnym, koncentrującym się na wydarzeniach, na które jest zapotrzebowanie. A zapotrzebowanie jest na atak na PiS – za Smoleńsk, za krzyż, za rzekomą brutalność (chodzi o jednoznaczne stawianie sprawy roli takich osób, jak Palikot). Wystarczy podać przykład jednej naszej konferencji prasowej (7 sierpnia 2010) – 90% jej czasu poświęcono sprawom ekonomicznym i tzw. ustawie kompetencyjnej, czyli statusowi Polski w Unii Europejskiej, tymczasem przekaz medialny skoncentrował się prawie wyłącznie na sprawie Smoleńska. Stoi przed nami zadanie znalezienia sposobu ominięcia tych medialnych przeszkód i pracujemy nad tym.

Po siódme, wskazane wyżej sprawy stawiają na porządku dziennym zorganizowanie na nowo sposobu komunikowania się kierownictwa PiS i Klubu Parlamentarnego PiS z członkami partii. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was nie ma po prostu czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń, nawet tych bezpośrednio związanych z PiS, i siłą rzeczy może się znaleźć pod wpływem przekazów całkowicie lub częściowo zafałszowanych. Na najbliższym posiedzeniu Rady Politycznej mamy nadzieję przedstawić nowe sposoby działania w tej kwestii. Chcę jednak już tu zapewnić, że wszelkie informacje o mojej „abdykacji” czy dymisji są całkowicie nieprawdziwe. To samo dotyczy informacji o tym, że działam pod wpływem jakiejś mającej przewrotne cele grupy. Jedno, co mogę dziś powiedzieć, to to, że musimy koniecznie uporać się ze zjawiskiem nielojalności w naszym ugrupowaniu, z grami medialnymi prowadzonymi dla własnych celów itp. Brak pełnego zdecydowania w tej sprawie kosztował nas już zbyt wiele. Członkowie Klubu Parlamentarnego PiS i inne osoby z naszej partii zajmujące eksponowane stanowiska muszą wybrać lojalność lub pójść własną drogą. Nie oznacza to oczywiście, że uniemożliwiamy dyskusję. Często rozpowszechniane wiadomości, że istnieją w tej kwestii ograniczenia na posiedzeniach władz partyjnych, są nieprawdziwe. Chodzi o to, czy rozumiemy, że bieg historii uczynił nas dziś depozytariuszami wartości narodowych, o których pisała przed kilkoma miesiącami zmarła niedawno Zofia Korbońska: „Czy chcemy niepodległości? Na pytanie to powinien sobie odpowiedzieć każdy Polak na świecie, jeśli chce skorzystać z najważniejszego, jakie mu przysługuje, prawa wyboru. Chwila zastanowienia absolutnie niezbędna póki jeszcze jest alternatywa, póki istnieje możliwość wyboru (…)”. Tylko my możemy przeciwstawić się fatalnemu biegowi spraw, z którym mamy dziś do czynienia. Kwestia takiej lub innej taktyki jest zawsze do dyskusji, ale dyskusja ta musi się opierać na faktach, a nie na arbitralnie przyjmowanych i – jak pisałem – często suflowanych, a jednocześnie wygodnych dla niechcących się narażać, założeniach. Musi uwzględniać cel, tzn. zmianę sytuacji naszego Kraju w wymiarze międzynarodowym i wewnętrznym.

Dziś rysuje się przed Polską perspektywa narodu kurczącego się (a wiele narodów europejskich, nie mówiąc już o innych, ma się liczebnie rozwijać), pozostającego daleko w tyle za innymi i wyprzedzanego przez innych, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy, poziom życia i poziom nauki. Wystarczy spojrzeć na to, w jakim tempie rozwijają się kraje, które łącznie mają przeszło 2,5 mld ludzi – Chiny, Indie, Brazylia, Rosja czy Turcja. Wystarczy uświadomić sobie, że jeśli chodzi o PKB na głowę jednego mieszkańca, nie tak odległe od Polski są już Brazylia czy Turcja, żeby zrozumieć, gdzie możemy się za niedługo znaleźć. A dodać do tego trzeba sprawę zaopatrzenia ludzi starszych i wiele innych negatywnych skutków społecznych, zmniejszania się populacji Polaków.

Polską nie mogą dłużej rządzić ludzie, których jedynym celem jest pilnowanie interesów establishmentu i którzy są jednocześnie głęboko przekonani, że w naszym kraju nic tak naprawdę zmienić się nie da. Którzy nie potrafi ą nawet wykorzystać środków „leżących wręcz na stole” (środki europejskie po prawie czterech latach, jeśli liczyć uczciwie, są wykorzystane w minimalnym stopniu), ale za to biorący się za zniszczenie tego, co stanowi jedyna moralną podstawę funkcjonowania naszego społeczeństwa, czyli religii katolickiej. Chodzi przy tym nie o kwestie wiary lub niewiary, tylko o świadomość, że to niszczenie jest jednoznaczne z otwieraniem drogi dla nihilizmu, który swoją twarz pokazuje, atakując w odrażający sposób krzyż i jego obrońców. W Polsce nie ma bowiem żadnego szerzej znanego systemu moralnego niż ten wyrastający z katolicyzmu. Dlatego jedyna realną dlań alternatywą jest nihilizm. Tylko my jesteśmy w stanie się temu wszystkiemu przeciwstawić. Dlatego mamy prawo i mamy obowiązek zewrzeć szeregi z całym zdecydowaniem, łącząc potrzebę dyskusji z potrzebą jedności, i zabiegać o to, żeby przyszłe wybory były dla nas zwycięskie.

Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami,

Jarosław Kaczyński

Repatriacja czyli wielkie kłamstwo komunistów z PPR, AL i PZPR !!!

Aby napisać o kłamstwie komunistów dotyczącym repatriacji, która była zwykłym wypędzeniem Polaków, należy pamiętać o faktach historycznych.   W nocy z 3 na 4 stycznia 1944 r. w okolicach Rokitna na  Wołyniu armia czerwona, przekroczyła granicę II Rzeczpospolitej. Bolszewicy uważali te ziemie za swoje. Przecież od 17 września 1939 r.  znajdowały się pod  sowiecką okupacją. Stalin podjął decyzję o zagarnięciu polskich kresów wschodnich. Aby skutecznie przyłączyć te polskie tereny  do ZSRR, Stalin podjął decyzję o pozbyciu się z nich Polaków. Kresowiacy(zapomniane słowo)) mieli być wypędzeni na ziemie Niemieckie. Mieszkańców Lwowa, Wilna, Tarnopola, Stanisławowa, Łucka wyrzucano z domów jak bydło. Mogli zabrać przedmioty domowego użytku o wadze do 2 ton na rodzinę. Nie mogli zabrać żadnych wartościowych przedmiotów. Komuniści kradli ich majątek, obrazy i cały dorobek życia. Nasi wyzwoliciele z armii czerwonej ,zachowywali się gorzeje niż Niemcy, niszczyli, kradli zbiory muzealne, biblioteki dorobek pokoleń Polaków.

Wypędzenie Polaków komuniści nazywali szyderczo REPATRIACJĄ. Komunizm opierał się na kłamstwie i kłamliwych słowach. Do takich należy właśnie repatriacja.

Repatriacja -z łaciny powrót do ojczyzny. Repatriacja, dotyczy dobrowolnego powrotu do kraju ojczystego osób, które  wskutek różnych przyczyn niezależnych od siebie znalazły się poza jego granicami.

Mieszkańcy kresów nie powracali dobrowolnie do kraju. Komuniści z ZSRR i kolaborujący z nimi Polacy z PPR,  zmuszali tych ludzi do przesiedlenia się.  Stalin przesunął granicę Polski. Ukradł nam nasze od wieków ziemie. Polacy mu przeszkadzali , musiał wiec ich wysiedlić.

Słowa maja wielkie znaczenie. Bez wątpienia repatriacja brzmi ładniej niż wypędzenie.

Ale słowo repatriacja jest kłamstwem. Polaków po prostu wypędzono z naszych kresów. Stalin ukradł nam pół Polski. Ten fakt, w pełni poparła agenturalne PPR, a potem PZPR.

Czym różnią się losy Polaków pozbawionych ziemi ojczystej, od losów Niemców, także pozbawionych ziemi ojczystej – Prus, Śląska, Brandenburgii, Pomorza ? Różni się tylko nazewnictwem.

Niemcy, jak to Niemcy z niemiecką precyzją to co zrobiono z ich ludnością precyzyjnie nazywają WYPĘDZENIEM. Polakom, komunistyczni kolaboranci Stalina z PPR, AL  nie pozwolili używać tego słowa wypędzenie, wygnanie z ziem ojczystych. Narzucono nam kłamliwe słowo repatriacja. W PRL-u zabronione było mówić o kresach i o wypędzeniu Polaków z naszych ziem wschodnich.

W RFN wypędzeni Niemcy stworzyli Związek Wpędzonych i ziomkostwa, które aktywnie przypominały o powojennych losach Niemców oraz kultywują tradycję byłych niemieckich ziem. W PRL-u takie działania były zwalczane przez komunistyczny aparat represji. Dopiero po 1989 r. mogły aktywnie działać Towarzystwa Kresowiaków, Miłośników Lwowa, Wilna, Podola, Wołynia.

Dzięki działalności ziomkostw i związku wypędzonych w Niemczech – w Berlinie powstanie Centrum przeciwko Wypędzeniom, upamiętniające cierpienia mieszkańców dawnych ziem niemieckich oraz ogrom zbrodnii jakie popełnili na Niemcach,  żołnierze armii czerwonej.

W Polsce pomimo 20 lat niepodległości takie muzeum-centrum wypędzonych nie powstało. Co więcej , żaden z polityków nie wystąpił z inicjatywą budowy Centrum Wypędzonych z Kresów.  W obecnych realiach politycznych, gdy mamy prezydenta i premiera uległych agentowi KGB, gdy następuje  finlandyzacja Polski, budowa ogólnopolskiego centrum wypędzonych jest nierealna. Mogę jedynie liczyć na lokalne inicjatywy na poziomie miasta, powiatu lub województwa.

Czy powstanie polskie Centrum Wypędzonych z Ziem Wschodnich, dokumentujące zbrodnie sowieckie na Polakach w latach 1939 -1949 r. ? Czy taka idea ma szansę powodzenia ? Na pewno jest potrzebna, dla zachowania naszej polskiej tożsamości i pamięci o kresach. Pamięci ,którą chcieli zabić komuniści z PPR i PZPR. Pamięć o polskich ziemiach zagrabionych przez Stalina jest b. niewygodna dla postkomunistów. Przecież to kolaboranci z PPR i AL w pełni zaakceptowali przyłączenie tych ziem do ZSRR.  Prawdziwi patrioci walczący o te tereny, o wolną i suwerenną Polskę byli zabijani , wywożeni na Syberię.

Centrum Wypędzonych z Ziem Wschodnich powinno więc powstać.

„Obiektywne” media czyli jak w Polsce uprawia się propagandę !!

Czekałem z tym wpisem od ubiegłego piątku. Myślałem ,że media będą rozpowszechniały tę informację. Ale zapadła medialna cisza.  Chodzi mi o podejście mediów do wyroków wydanych w sprawie z powództwa córki TW „Bolka” przeciwko wydawnictwu „Arkana”.

W marcu b.r. sąd I instancji uznał, że wydawca książki Pawła Zyzaka ma przeprosić córkę historycznego przywódcy „Solidarności”, ponieważ informacje zawarte w kalendarium książki „Lech Wałęsa. Idea i Historia” o tym, że w 1970 roku Służba Bezpieczeństwa zarejestrowała, a sześć lat później wyrejestrowała ze swej ewidencji tajnego współpracownika „Bolka”, którym był Lech Wałęsa są nieprawdziwe i muszą zostać usunięte z kolejnych wydań książki .

Wyrok był absurdalny, ponieważ Paweł Zyzak zamieścił w swojej książce takie same informacje jakie opublikowali Piotr Gontarczyk i Sławomir  Cenckiewicz w książce „SB a Lech Wałęsa”( z dokumentów jednoznacznie wynika ,że nasz wielki „autorytet moralny” w latach 70  był kapusiem SB o pseudonimie operacyjnym „Bolek”).

Po marcowym wyroku we wszystkich mediach rozpętała się medialna nagonka na wydawnictwo „Arkana”. W każdym programie informacyjnym cytowano przedmiotowy wyrok. Stał się on informacją dnia. W każdym programie publicystycznym komentowano ten wyrok. „Gazeta Wybiórcza” pisała o nim na pierwszej stronie. W każdej gazecie opublikowano obszerne artykuły.  Przez ponad tydzień trwał festiwal nienawiści do P.Zyzaka i „Arcan”. Każdy w Polsce mógł się dowiedzieć ,że o „Bolku” nie można pisać TW „Bolek”. W świadomości społecznej ukształtowano przekonanie, że wydawnictwo „Arcana” to co najmniej przestępcy.

15 lipca nastąpił dramat. W Sądzie Apelacyjnym w Krakowie ,znalazł się odważny sędzia, który przeciwstawił się „salonowi”. Sąd II instancji zmienił przedmiotowy wyrok i uznał ,że wydawnictwo „Arcana” nie naruszyło dóbr osobistych córki TW „Bolka”.

W normalnym kraju taki wyrok byłby ponownie informacją dnia. Ale nie  w Polsce. Nie po to kształtowano opinie publiczną, że „Bolek” jednak nie jest „Bolkiem” ,a P.Zyzak i „Arcana” to kłamcy, aby teraz to odkręcać. O nie !!

Oczywiście w mediach „przeleciała” informacja o wyroku sądu odwoławczego. Ale tylko „przeleciała”. W  porównaniu  do ilości informacji o wyroku korzystnym dla „Bolka”, o tym drugim wyroku, nie korzystnym – nie mówiono wcale.

Obiektywne media ? Nie w tym kraju.

Zastanawiam się tylko  kto koordynuje pracę mediów ? Za komuny o przekazie informacji, o tym co będzie wmawiało się społeczeństwu, decydował wydział propagandy Komitetu Centralnego PZPR. A kto w naszej demokracji koordynuje takie propagandowe akcje jak ta z wyrokiem w sprawie Wałęsy i wydawnictwa „Arcana” ? Akcji udanej. W świadomości społecznej bez wątpienia ukształtowano przekonanie, że na „Bolka” nie można mówić „Bolek”, że taki jest wyrok sądu. A prawda jest całkiem inna .

50 pytań do prezydenta B.Komorowskiego cz. II !!

Aleksander Ścios znany publicysta sformułował 50 pytań do Bronisława Komorowskiego. Pytania zostały opublikowane na blogu A.Ściosa 16 maja b.r. Oczywiście wszystkie mainstreamowe media zignorowały te, jakże istotne pytania. W opinii publicznej przedmiotowe pytania nie funkcjonują. Dyskusja o tych pytaniach toczyła się tylko w internecie. Warto rozpowszechniać te pytania. Dyskutować na temat tych pytań.

Do tej pory  B.Komorowski oraz jego sztab nie udzielili  odpowiedzi na te pytania. Także do tej pory  B.Komorowski nie złożył wobec A.Ściosa  pozwu o naruszenie dóbr osobistych.

Większość wyborców B.Komorowskiego nie słyszała ,że takie pytania zostały sformułowane.

Czy kiedykolwiek poznamy odpowiedzi na te pytania ?

30. Czy wiedział, że w 2004 roku płk. Aleksander L. przedstawiając się jako rzecznik prywatnych interesów Bronisława Komorowskiego oferował dziennikarzowi Leszkowi Misiakowi informacje o wypadku syna Komorowskiego Piotra, potrąconego w Warszawie przez auto znanego biznesmena? Czy jest mu wiadome: skąd Aleksander L. posiadał szczegółową wiedzę  o kulisach  zdarzenia, skoro nie informowały o nim media?

31. Skąd posiadał niejawną wiedzę na temat procesu tworzenia nowych służb Wywiadu i Kontrwywiadu Wojskowego, gdy w wypowiedzi dla „Trybuny” w dniu 02.02.2007 roku stwierdził: „Poza tym tam się ciągle odbywa nabór nowych ludzi. Częściowo sa to pewnie agenci ze starych służb. A reszta to pewnie studenci, harcerze itp. Zanim te służby będą w stanie działać skutecznie, upłynie 10, 15, a może 20 lat” ? Twierdzenie to jest zbieżne z tezą zawartą w sporządzonym rok później tzw. raporcie płk. Grzegorza Reszki, o którym informowały media w dniu 20.02.2008 roku. Przekaz ten zawierał uwagę: „w SKW zatrudnieni zostali też dawni harcerze i działacze partii, z którymi związany był Macierewicz.”

32. Czy prawdą jest, że we wrześniu 2007 roku spotkał się z Jerzym G. – byłym oficerem WSI, obecnie  prezesem warszawskiej spółki zajmującej się systemami telekomunikacyjnymi? Czy Jerzy G oferował mu zakup aneksu do raportu i czy jest mu wiadome, że rozmówca nagrał treść tej rozmowy? Jak podaje Leszek Szymowski w artykule „Polityczna prowokacja” – „Najwyższy Czas” nr.25 (966) z 20 czerwca 2009r: „ ABW wszczęła przeciwko Jerzemu G. śledztwo dotyczące jego udziału w nielegalnym handlu bronią oraz przeszukała jego mieszkanie i biuro, poszukując nagrania rozmowy z Komorowskim. Ponieważ nagrania nie znaleziono, sprawa stanęła w miejscu”.
33. Dlaczego, w  październiku 2007 roku, mając możliwość złożenia wyjaśnień i ustosunkowania się do treści aneksu odmówił stawienia się przed Komisją Weryfikacyjną WSI ?
34. Czy spotykając się z płk. Aleksandrem L. miał wiedzę, że ten były szef kontrwywiadu WSW jest rozpracowywany przez ABW na okoliczność kontaktów z wywiadem rosyjskim?
35. Dlaczego przez ponad dwa tygodnie ukrywał fakt spotkań z oficerami byłej WSI, którzy ofiarowali mu zdobycie i dostarczenie tajnego aneksu do raportu o WSI?
36. Dlaczego natychmiast nie powiadomił organów ścigania lub którejś ze  służb specjalnych, choć oficerowie ci mieli mu też oferować dowody na domniemaną korupcję w komisji weryfikacyjnej? Zgodnie z art. 304 § 2 k.p.k.: „Instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub Policję (…)”.
37. Dlaczego, pełniąc obowiązki marszałka Sejmu przystał na propozycję płk. Aleksandra L. nielegalnego uzyskania informacji stanowiących tajemnicę państwową  i umówił się z nim w kwestii dalszych kontaktów? W dniu 27.07.2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 Bronisław Komorowski pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją. Umówiliśmy się, że on odezwie się, gdy będzie miał możliwość dotarcia do tych dokumentów”. Tym samym – pod pozorem zdobycia dowodów popełnienia przestępstwa przekroczył swoje uprawnienia  i mógł naruszyć  normę art. 231 § 1 kk, zastępując powołane do tego służby i organy państwowe, takie jak prokuratura lub Policja. Mógł także nakłaniać do popełnienia przestępstwa z art. 265 § 1 kk (gdyż dalsza część aneksu do raportu o WSI miała dopiero zostać zdobyta przez płk. Aleksandra L. i mu przekazana), działając przy tym na szkodę interesu publicznego, jaką spowodowałoby ujawnienie tajemnicy państwowej, czym mógł  wyczerpać znamiona art. 18 § 1 i 2 kk.
38. Z jakimi jeszcze oficerami WSW/WSI (poza płk. Aleksandrem L. i płk. Leszkiem Tobiaszem) spotykał się w okresie od października do grudnia 2007 roku?
39. Czy jest mu wiadome, by jego wieloletni współpracownik z czasów, gdy był ministrem obrony narodowej gen. Józef Buczyński spotykał się z byłymi oficerami WSI w sprawie aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI ?
40. Czy spotkania te były realizowane na polecenie Komorowskiego?
41. Z jakiego powodu nie zawiadomił “o prowokacyjnych działaniach oficerów WSI” ówczesnego szefa komisji weryfikacyjnej premiera Jana Olszewskiego?
42. Z jakiego powodu w lutym 2008 roku stwierdził: „muszę zobaczyć aneks przed publikacją” i jakimi informacjami, potencjalnie zawartymi w aneksie był osobiście zainteresowany? (wypowiedź Komorowskiego dla prasy z 05.02.2008r.)
43. Dlaczego w dniu 27.07.2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie syg. akt PR-IV-X-Ds. 26/07 zataił istotną informację mogącą świadczyć, że działając wspólnie i w porozumieniu z Krzysztofem Bondarykiem (Szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego), Grzegorzem Reszką (p.o. Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego), Pawłem Grasiem (zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. Służb Specjalnych) oraz płk. Leszkiem Tobiaszem (negatywnie zweryfikowanym oficerem b. Wojskowych Służb Informacyjnych) mógł starać się zdyskredytować członków Komisji Weryfikacyjnej kierując na nich podejrzenie o przestępstwo korupcji? Jak zeznał płk.Leszek Tobiasz, na początku listopada 2007 r. doszło do jego spotkania z w/w osobami, a na  spotkaniu poczyniono ustalenia w zakresie postępowania z członkami Komisji Weryfikacyjnej. Biorąc pod uwagę dalsze zdarzenia w zakresie szeroko zakrojonych działań wobec członków Komisji i jej pracowników można stwierdzić, iż poczynione ustalenia były realizowane przy udziale płk. Leszka Tobiasza, jako jedynego świadka w śledztwie w sprawie domniemanej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej. Poseł Paweł Graś oraz płk Leszek Tobiasz (jak wynika z informacji prasowych) zeznali, iż takie spotkanie miało miejsce. Fakt ten nie pojawił się natomiast w zeznaniach Bronisława Komorowskiego.
44. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 zataił informację o rzeczywistych kontaktach płk Leszka Tobiasza z ABW twierdząc, iż płk Tobiasz stawił się do dyspozycji ABW w grudniu 2007 r., natomiast sam płk. Tobiasz oraz poseł Paweł Graś twierdzą, iż pierwsze spotkanie z ABW miało miejsce na początku listopada 2007 r.? Jak donosiła prasa  („Nasz Dziennik, 13 października 2008 r., nr 240) z zeznań płk Leszka Tobiasza wynika, iż spotykał się z Bronisławem Komorowskim ponad miesiąc wcześniej niż podawał to marszałek.
45. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds.26/07 podał nieprawdziwą informację w kwestii terminu i okoliczności poznania płk Leszka Tobiasza zeznając: „po kilku dniach pani Jadwiga Zakrzewska, poseł PO, przekazała mi, że chce się ze mną spotkać pułkownik z WSI, który jest jej sąsiadem” podczas gdy posłanka Jadwiga Zakrzewska zaprzeczyła tej informacji ?
46. Dlaczego w swoich zeznaniach w dniu 27.07.2008r., złożonych w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „nazwisko Wojciecha Sumlińskiego kojarzę jedynie z prasy. Nie znam go osobiście”, podczas gdy w listopadzie 2008 roku Wojciech Sumliński składając wyjaśnienia przed sejmową komisją ds. służb specjalnych oświadczył, że spotykał się wielokrotnie z Komorowskim w roku 2007, a tematem ich rozmów był przygotowywany dla programu „30 minut” w TVP Info materiał o Fundacji Pro Civili?
47. Czy może potwierdzić lub zaprzeczyć, że w roku 2007 spotykał się z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, a tematem ich rozmowy była m.in. działalność  Fundacji Pro Civili ?
48. Dlaczego, podczas wywiadu dla programu I PR w dniu 1.08.2008 roku, odpowiadając na pytanie o treść zeznań w Prokuraturze Krajowej i znajomość z Wojciechem Sumlińskim stwierdził nieprawdę mówiąc: „o panu Sumlińskim nic nie wiem, chyba nie znałem tego pana, więc moje zeznania dotyczyły byłego czy pułkownika dawnych służb komunistycznych.”?
49. Czy prawdą jest, że podczas spotkania z płk. Leszkiem Tobiaszem jesienią 2007 roku obiecywał rozmówcy, że po zeznaniach obciążających Wojciecha Sumlińskiego pomoże mu załatwić posadę attache wojskowego w Tadżykistanie, a po skończeniu tej rozmowy płk. Tobiasz został przewieziony do siedziby ABW służbowym samochodem Agencji oddanym do dyspozycji jej szefostwa i złożył tam zeznania?
50. Czy po objęciu stanowiska p.o. prezydenta zapoznał się z treścią Uzupełnienia nr 1 do Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej, tj. tzw. aneksu do raportu o WSI ?

Apeluję o rozpowszechnianie tych pytań !!

50 pytań do prezydenta B.Komorowskiego cz. I !!

Aleksander Ścios znany publicysta sformułował 50 pytań do Bronisława Komorowskiego. Pytania zostały opublikowane na blogu A.Ściosa 16 maja b.r. Oczywiście wszystkie mainstreamowe media zignorowały te, jakże istotne pytania. W opinii publicznej przedmiotowe pytania nie funkcjonują. Dyskusja o tych pytaniach toczyła się tylko w internecie. Warto rozpowszechniać te pytania. Dyskutować na temat tych pytań.

Do tej pory  B.Komorowski oraz jego sztab nie udzielili  odpowiedzi na te pytania. Także do tej pory  B.Komorowski nie złożył wobec A.Ściosa  pozwu o naruszenie dóbr osobistych.

Większość wyborców B.Komorowskiego nie słyszała ,że takie pytania zostały sformułowane.

Czy kiedykolowiek poznamy odpowiedzi na te pytania ?

1. W jakich okolicznościach podczas internowania w roku 1982 poznał późniejszego współpracownika WSI o pseudonimie „Tomaszewski”(stomatolog leczący internowanych) i jak długo trwała ta znajomość?
2. Czy prawdą jest, że w latach 1991-92, gdy był wiceministrem ON powierzył WS „Tomaszewski” dużą kwotę pieniędzy (260 tys.DM), aby ten wpłacił je do tzw. „Banku Palucha” za pośrednictwem płk. Janusza Rudzińskiego i skąd pochodziły środki przeznaczone na tę lokatę?
3. Czy odzyskaniem tych pieniędzy, za pośrednictwem WS „Tomaszewski” zajmował się Kontrwywiad WSI?  (Raport w Weryfikacji WSI str.77 i nast.)
4. Czy prawdą jest, że będąc wiceministrem ON, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w roku 1990 informował Krzysztofa Wyszkowskiego, że otrzymał od WSW szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. „czarnej teczki” Stana Tymińskiego – czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB?  Jakiego rodzaju informacje otrzymał wówczas od służb wojskowych?
5. Na czyją prośbę lub polecenie działał w roku 1992, gdy zwrócił się do dr. Andrzeja Grajewskiego (późniejszego szefa Kolegium IPN) z propozycją, by ten podjął się opracowywania na rzecz WSI analiz na temat zewnętrznych zagrożeń państwa? Jak wynika z Raportu z Weryfikacji WSI, oficerowie tej służby zamierzali wykorzystać Grajewskiego także do typowania i werbunku dziennikarzy.

6. Z jakich powodów na początku lat 90 zdecydowano o wynajęciu przez Departament Wychowania MON (podległy wiceministrowi Komorowskiemu) budynku przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie na salon sprzedaży mercedesów firmy Sobiesława Zasady oraz o zakupie samochodów tej marki na potrzeby armii? Transakcję nadzorował gen. Adam Tylus, który po otrzymaniu szlifów generalskich odszedł z wojska i został dyrektorem biura obsługi zamówień publicznych i specjalnych w firmie Sobiesław Zasada Centrum S.A.. Firma ta współpracowała z Fundacją Pro Civili. W dokumentach informacyjnych Fundacji „Pro Civili” z 1998 roku, podpisanych przez Krzysztofa Werelicha wymienia się wśród dostawców różnych towarów firmy Sobiesław Zasada Centrum SA., Volvo Poland i Pati Soft sp. z o.o., a wśród „odbiorców strategicznych” Ministerstwo Obrony Narodowej.  Następnie Tylus został zastępcą prezesa firmy Ster-Projekt i Ster-Projekt Technologie C4I, zajmującej się projektowaniem i wdrażaniem systemów dowodzenia i kierowania, przeznaczonych dla wojska. Jednocześnie był stałym doradcą sejmowej Komisji Obrony Narodowej, której przewodniczył Bronisław Komorowski. Jak informowała prasa „zdaniem Bronisława Komorowskiego, przewodniczącego komisji, regulamin Sejmu nie zabrania być doradcą osobie, która zasiada w zarządzie firmy, oferującej wojsku sprzęt i usługi.”
7. Co zdecydowało o zatrudnieniu gen. Adama Tylusa jako doradcy w gabinecie politycznym ministra MON Komorowskiego oraz powierzeniu mu roli stałego doradcy sejmowej Komisji Obrony Narodowej, której przewodniczył Bronisław Komorowski?
8. Co zdecydowało, że w roku 1991 awansował byłego szefa Zarządu WSW WOPK płk. Lucjana Jaworskiego na stanowisko szefa Kontrwywiadu Wojskowego? W latach 80. płk. Jaworski, odznaczał się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji, niszczył prasę podziemną, ścigał współpracujących z opozycją filmowców, tropił „obce pochodzenie” członków opozycji, zakładał podsłuchy, werbował agenturę. To na skutek jego działań w więzieniu znalazła się min. Hanna Rozwadowska, kierująca logistyką „Wiadomości”. Po nominacji na szefa KW, płk. Jaworski w latach 1991-93 prowadził działania operacyjne, skierowane przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej oraz przeciwko rządowi Jana Olszewskiego. Nadzorował również SOR „Szpak” – dotyczącą rozpracowania Radosława Sikorskiego.
9. Czy w latach 1990 – 93, jako wiceminister ON odpowiedzialny za nadzór nad kontrwywiadem wojskowym wiedział o działaniach płk. Jaworskiego w ramach SOR „Szpak” dotyczącą Radosława Sikorskiego oraz o działaniach operacyjnych podejmowanych przez WSI  przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej?
10. Czy będąc ministrem ON w roku 2001 znał właściciela firmy Auto-Hit Krzysztofa Strykiera – dealera Fiata z Tychów, dzierżawcę wilii położonej w miejscowości Władysławów 24 km od Janowa Lubelskiego i czy przez wiele lat bywał na polowaniach w tej miejscowości wraz z rodziną i znajomymi?
11. Czy prawdą jest, że za czasu ministrowania Komorowskiego, MON zakupiło 48 samochodów Fiatów Seicento od firmy Fiat Auto Poland z przeznaczeniem dla Żandarmerii Wojskowej oraz 10 Fiatów bezpośrednio od firmy Auto-Hit ?
12. Jaka była przyczyna usunięcia ze stanowiska dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON Krzysztofa Borowiaka w roku 2001 i czy fakt ten ma związek z rozpoczęciem (w budynkach Wojskowej Akademii Technicznej) działalności prywatnej Szkoły Wyższej Warszawskiej, założonej przez Fundację Rozwoju Edukacji i Techniki, która okazała się biznesem kierowanym przez oficerów WSI. (Raport z Weryfikacji WSI rozdział 10. „Działalność oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej”)
13. Czy prawdą jest, że w 2001 roku dyrektor Krzysztof Borowiak  zwracał uwagę ministrowi Komorowskiemu na kryminogenną prywatyzację WAT, dokonywaną rękoma członków władz tej uczelni, na co  Komorowski miał nie reagować?
14 .Jaki przebieg miała i czym się zakończyła reforma szkolnictwa wojskowego, dokonywana pod kierunkiem protegowanego ministra Komorowskiego, radcy w jego gabinecie  – gen. Bogusława Smólskiego?
15. Czy prawdą jest, że zlecił Wojskowym Służbom Informacyjnym prowadzenie działań operacyjnych wobec R.Szeremietiewa i Z. Farmusa?  (Życie Warszawy” -07.05.2004.-. – „Zleciłem WSI objęcie działaniami Zbigniewa F. (asystenta wiceministra) i Romualda Sz. – mówi były szef MON Komorowski.) i jakie były racjonalne powody podjęcia tej decyzji?
16. Z jakich przyczyn, w roku 2001 po zdymisjonowaniu Romualda Szeremietiewa posadę stracił płk Janusz Zwoliński dyrektor Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych MON, któremu bezpośrednio podlegała kontrola nad przetargami, a na stanowisku tym zastąpił go oficer szkolony w Moskwie płk Paweł Nowak – protegowany Komorowskiego?
17. Co zdecydowało że, po nominacji płk. Nowaka podjęto natychmiast procedurę przetargową na zakup transportera kołowego (KTO) i rakiety przeciwpancernej, choć wcześniej minister Komorowski nie chciał wyrazić zgody na przetarg?  W roku 2004 oskarżono Nowaka i jego podwładnych o spowodowanie niemal 10 mln zł szkody, w związku z tzw. „aferą bakszyszową”. Sąd Okręgowy uniewinnił wszystkich podsądnych, nie dopatrując się w ich działaniach przestępstwa. W roku 2007 Sąd Najwyższy uchylił wyrok uniewinniający Nowaka z zarzutów w sprawie nieprawidłowości przy realizacji umowy na pociski przeciwpancerne dla polskiej armii. Gen. Nowak ma też zarzuty w śledztwie w sprawie nieprawidłowości przy zakupie kołowego transportera opancerzonego. Wojskowa prokuratura zarzucała mu niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień.

18. W jaki sposób, podpisując w 2001 roku umowę zakupu wojskowych samolotów transportowych CASA (za 211 mln. dolarów) od hiszpańskiego koncernu EADS zabezpieczył kwestię serwisowania tych maszyn w Polsce? W zamian za zamówienie spółki EADS CASA i Avia System Group kupiły wówczas większościowy pakiet PZL Warszawa-Okęcie. Miało tam powstać centrum serwisowe dla samolotów. Centrum to nigdy nie powstało, a samoloty musiały wszystkie przeglądy i naprawy przechodzić w Hiszpanii, co zwiększało koszty eksploatacji i ryzyko użytkowania maszyn. 25.02.2008 r., po katastrofie CASY (w której zginęło 20 oficerów WP) Prokuratura Wojskowa wszczęła śledztwo, w trakcie którego badano czy nie doszło do korupcji przy zakupie samolotów oraz kwestie związane z wyborem dostawcy, zawarciem umowy i jej aneksowaniem. Jak zakończyło się śledztwo w tej sprawie?
19. Dlaczego zakupu samolotów CASA dokonano bez zastosowania procedury przetargowej ?
20. Czy prawdą jest, że w roku 2001, gdy był ministrem ON doszło do największej zapaści finansowej w wojsku polskim  po 1989 roku?
21. Czy prawdą jest, że to wówczas wydatki majątkowe wynosiły 9,5% budżetu MON, zabrakło pieniędzy na żołd dla żołnierzy, kolejka kadry oficerskiej czekającej na mieszkanie wzrosła do 17 tys. osób., a eksport uzbrojenia spadł do 20 mln dolarów rocznie?
22. Czy prawdą jest, że w roku 2001 kwota 89 mln złotych, przeznaczona na zakontraktowanie nowoczesnych systemów bezpiecznego lądowania, z powodu kłopotów z negocjowaniem offsetu została niewykorzystana i zwrócona do państwowej kasy, a tym samym nie zrealizowano umowy offsetowej i nie wykonano zobowiązań wobec NATO?
23. Czy we wrześniu 2001 roku podjął decyzję o przekazaniu kwoty 50 mln zł na rzecz jednej z nowo powstałych spółek, z przeznaczeniem  na zakup amfibii dla wojsk lądowych? Jakiej spółce zostały przekazane te fundusze i czy zostały zwrócone wojsku? Od kiedy spółka ta istniała na rynku i jakie miała doświadczenie na rynku związanym z zaopatrywaniem wojska w skomplikowany sprzęt, jakim jest amfibia?  Jakie zabezpieczenia finansowe przedstawiała ta spółka?

24. Z jaki przyczyn, w ostatnich dniach urzędowania na stanowisku ministra ON  w październiku 2001 r. wydał rozporządzenie o drastycznym obniżeniu zarobków żołnierzy jednostki GROM (miesiąc po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton) ? Na skutej tej decyzji, w lutym 2003 r. odeszło z GROM 40 doskonale wyszkolonych żołnierzy (połowa składu jednostki). Koszt wyszkolenia jednego komandosa z tej jednostki to dwa miliony złotych. Osiągnięcie takiego poziomu wyszkolenia zajmuje 5 – 6 lat. Na emeryturę odeszli wówczas żołnierze w wieku 34 – 38 lat.
25. Jakie były koszty tej decyzji dla budżetu MON i czy miała ona związek z naciskami generałów ze Sztabu Generalnego WP?

26. Dlaczego w roku 2001 nie unieważnił decyzji poprzedniego ministra ON  o sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego do firmy Euro-Medical Lilianny Wejchert (byłej żony współwłaściciela ITI) – choć wskazywano na szkodliwość tej decyzji? W 2007 roku „Gazeta Polska” pisała: „w wyprowadzeniu gruntu do Euro-Medicalu brał udział jego[Komorowskiego] zaufany człowiek, wieloletni pracownik Agencji Mienia Wojskowego Krzysztof B. – szef kampanii Komorowskiego do parlamentu w 2001. Według dokumentów, do których dotarła „GP”, B. przejmował w imieniu AMW działkę przy ul. Szaserów w Warszawie od Stołecznego Zarządu Infrastruktury MON.”

27. Jakie związki łączyły Komorowskiego z Krzysztofem Bucholskim, radnym Platformy Obywatelskiej  w warszawskiej Białołęce, szefem kampanii parlamentarnej Komorowskiego w roku 2001, a następnie szefem warszawskiego oddziału Agencji Mienia Wojskowego, aresztowanym w lutym 2007 pod zarzutem korupcji?   W sprawie zatrzymano 17 osób: urzędników AMW, w tym Bucholskiego, oraz przedsiębiorców. Wszyscy otrzymali zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, a Bucholski ponadto o jej kierowanie
28. Czy zna płk. Henryka D –  byłego logistyka w 3. Warszawskiej Brygadzie Rakietowej, oskarżonego w roku 2002 przez Prokuraturę Wojskową o korupcję, jaka miała miejsce w jednostce wojskowej na Bemowie i z tego powodu wydalonego z wojska ?
29. Czy to z poręczenia Komorowskiego Henryk D. – jeden z głównych podejrzanych  w aferze korupcyjnej w AMW w 2007 roku został dyrektorem terenowego oddziału Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie?

Komorowski big cham czyli jakie są granice szacunku dla człowieka WSI ,który został prezydentem Polski !!

Powoli opada kurz bitwy wyborczej.  Prezydent elekt B.Komorowski czeka na zaprzysiężenie ,a na forach internetowych(salon24, nieznudzeni Polską, niepoprawni.pl, blogmedia24 i wielu, wielu innych miejscach wolnej wymiany myśli) rozpala się dyskusja wywołana tekstami Igora Janke i Roberta Mazurka.

I.Janke i R.Mazurek zaapelowali o szacunek dla nowego prezydenta.

Czytając te teksty mam mieszane uczucia. Z jednej strony jestem państwowcem. Demokratyczne instytucje i urzędy państwa  staram się darzyć szacunkiem(choć te niektóre funkcjonujące w III RP, na ten szacunek  nie zasługiwały). Szanuje także demokratyczny(choć nie do końca całkowicie wolny i w pełni świadomy) wybór Polaków.

Mój prezydent, choć nie mój wybór. Prezydent najważniejszy urząd w państwie. I tu właśnie dochodzę do najtrudniejszego problemu. Czy można oddzielić urząd od osoby go sprawującej ?

Urząd prezydenta na ten szacunek zasłużył(jestem zwolennikiem silnych rządów prezydenckich, zmiany konstytucji w tym zakresie). Osoba, która będzie pełniła urząd prezydenta, na ten szacunek swoim dotychczasowym zachowaniem nie zasłużyła.

Na szacunek i poważanie zasługuje ktoś, kto jest wiarygodny. A  Komorowski wiarygodny nie jest. Świadczy o tym, stosunek do wyborców którzy pragnęli jego odpowiedzi na szereg pytań dotyczących jego przeszłości.
Nie zechciał ON wyborcom udzielić tych informacji – a więc nie chciał się uwiarygadniać.
Wobec powyższego, należy uważać, że został “wprowadzony” do pałacu i stał się prezydentem podstępnie unikając odpowiedzi na pytanie o swoją przeszłość .
W związku z tym, nie można szanować kogoś kto boi się swojej przeszłości.  W przypadku gdy ów ktoś jest głową 38 milionowego Państwa to bardzo poważna sprawa.

Nie szanuję Komorowskiego ponieważ nie udzielił odpowiedzi na żadne ze słynnych 50 pytań(do wielbicieli Komorowskiego mam  pytanie czy wiecie o jakie pytania chodzi? Większość wyborców nie wie ponieważ mainstrimowe media położyły na te pytania blokadę informacyjną).

Boję się jego silnego powiązaniem ze środowiskiem WSI, a tym samym z wywiadem imperium Putinowskiego. Mierzi mnie postawa Komorowskiego wobec panów Szeremietiewa i Sumlińskiego. Bulwersuję się stanowiskiem Komorowskiego wobec tragedii 10 kwietnia, szczególnie chęcią zabicia pamięci o tym wydarzeniu i jego ofiarach.

Bronisław Komorowski swoimi wypowiedziami wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego bardzo daleko przesunął granice szacunku dla swojej osoby. Naprawdę bardzo daleko. Czasami mam wrażenie, że B.Komorowski uznał, że nie ma żadnych granic. Padnie ofiarą swojego zachowania.

I nie chodzi mi tylko o takie szydercze wypowiedzi „jaki prezydent, taki zamach”,  „ przyjdą wybory i prezydent gdzieś poleci( b chciałbym zapytać się co takiego miał na myśli wypowiadając te słowa. Przede wszystkim chodzi mi o to ,że nigdy w sposób wyraźny, jednoznaczny nie potępił chamskich, prostackich i prymitywnych wypowiedzi Palikota. Co więcej, Komorowski, wiele tych wypowiedzi inspirował. Nawet D. Tusk krytykował chamstwo Palikota(nie wiem na ile to był polityczny teatr ,a  na ile prawdziwe potępienie, ale było).

Myśląc o szacunku dla B.Komorowskiego, już wiem ,że będę darzył go szacunkiem. Ale jak na razie bardzo minimalnym szacunkiem. Ciut nad zero. Ale takie zero leżące. Co będzie dalej ? Może zmienię zdanie.

Ale jedno jest pewne, nigdy nie nazwę go CHAMEM, GŁUPIM WĄSACZEM, bezguściem, kaszalotem czy inną podobną inwektywą.

I dlatego  apeluję, aby także  wszyscy przeciwnicy B.Komorowskiego nie nazywali go obraźliwie. Nawet w prywatnych rozmowach.  Nie chcemy chyba być tacy jak Palikot, Wajda, Kutz, Wojewódzki ,Majewski i inni przedstawiciele salonowej lumpeninteligencji.

Bardzo ostra krytyka człowieka WSI, który został wprowadzony na urząd prezydenta, ale tylko krytyka. Nigdy prostackie obrażanie i poniżanie.

List otwarty do Bronisława Komorowskiego !!

Drodzy Czytelnicy! Redakcje Niepoprawni.pl i Blogmedia24.pl wspólnie wystosowały list do Bronisława Komorowskiego. Oto jego treść:

List otwarty do Bronisława Komorowskiego

Prezydenta Elekta Rzeczypospolitej Polskiej

W imieniu bestialsko pomordowanych ofiar!

W imieniu współczesnych i przyszłych pokoleń Polski i Ukrainy!

W związku z 67. rocznicą Krwawej Niedzieli, która miała miejsce 11 lipca 1943 a która jest symbolem wszystkich zbrodni UON-UPA z lat 1939-47, dokonanych na ludności polskiej, żydowskiej, ormiańskiej oraz ukraińskiej, zwracamy się do Pana Prezydenta z apelem o podjęcie działań mających na celu uznanie zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo.

Aby tragiczne wydarzenia nie miały już nigdy miejsca, należy stanąć wobec nich w prawdzie i pokorze. “Historia magistra vitae est”. Ta łacińska fraza ma zastosowanie wtedy i tylko wtedy, gdy wydarzenia historyczne są obiektywnie znane i gdy dyskusja o nich jest możliwa w atmosferze otwartości i szczerości. W przeciwnym razie jesteśmy skazani na powtarzanie błędów z przeszłości.

Postawę taką należy przyjąć także wobec wydarzeń na Wołyniu, włączając w to ich uwarunkowania i przyczyny. Wierzymy, iż pojednanie, przebaczenie i budowanie prawidłowych relacji między Narodami jest możliwe tylko wówczas, gdy jest oparte na prawdzie.

Uważamy, że pierwszym, koniecznym, zdecydowanym krokiem do przezwyciężenia tego balastu zła powinno być uznanie pogromów wołyńskich za ludobójstwo. Wydarzenia, do których się odnosimy, wyczerpują znamiona ludobójstwa zapisane w Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 r. Do tej pory, mimo usilnych starań różnych organizacji, osób prywatnych obywateli Polski i Ukrainy, potomków ofiar, nie udało się przedstawić prawdziwego oblicza tych wydarzeń. Bez tego każda próba przezwyciężenia tego historycznego impasu skazana jest na porażkę

Niezależnie od w/w działań lub ich zaniechania, zwracamy się do Pana z prośbą o niezwłoczne ustosunkowanie się do naszego apelu/listu.

Z wyrazami szacunku,

Redakcje serwisu niepoprawni.pl i blogmedia24.pl

blogerzy i internauci

Apeluje i proszę wszystkich o podpisanie listu na stronie www.niepoprawni.pl

Goebbels, Komorowski , Michnik czyli jak bracia Kaczyńscy zabili B.Blidę !!

Stało się !! A jednak salonowi udało się. Przeciętny Polak zaczyna powoli wierzyć ,ze postkomunistyczna minister budownictwa Barbara Blida została zastrzelona przez funkcjonariuszy ABW, na polecenie Jarosława Kaczyńskiego ,a może i osobiście przez samych braci Kaczyńskich.

Michnik jest wiernym uczniem Goebbelsa .  Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą.

Maksymą  Goebbelsa kieruje się także Pomyłka Obywatelska i Bronek K.

Niedawno  A.Michnik ponownie skłamał mówiąc  „IV RP to państwo, które zamordowało Barbarę Blidę”. To kuriozalne zdanie pochodzi z wypowiedzi Adama Michnika wzywającego do zwierania szeregów w drugiej turze wyborów dla powstrzymania Jarosława Kaczyńskiego.

Podobną bzdurę powiedział Bronisław Komorowski na zakończenie telewizyjnej debaty prezydenckich kandydatów. Czy są jakieś granice strategii wyborczej ??

Może warto przypomnieć fakty.

W dniu  25 kwietnia 2007 roku, podczas zatrzymania przez funkcjonariuszy ABW, p. Barbara Blida popełniła samobójstwo. Bez wątpienia  zaniechaniem funkcjonariuszy ABW było to ,że nie założyli zatrzymanej kajdanek. Napisze jeszcze raz. B.Blida popełniła samobójstwo. Nikt jej nie zabił. Była tylko zatrzymana. Po doprowadzeniu do prokuratora, zostałaby przesłuchana i wypuszczona. Jeżeli nie byłaby zwolniona po przesłuchaniu to zostałaby aresztowana na trzy miesiące. Takich zatrzymań jest w Polsce tysiące. I żadna z zatrzymywanych osób nie popełnia samobójstwa.  Barbara Blida sama targnęła się na własne życie. Nie została zamordowana na polecenie Jarosława Kaczyńskiego.

Czego obawiała się B.Blida, dlaczego popełniła samobójstwo ? Była podejrzana o korupcję. Pod zarzutami korupcyjnymi była także zatrzymana i  aresztowana Aleksandra Jakubowska. Ta prominentna działaczka Sojuszu Lewych Dochodów nie chciała jedna popełnić samobójstwa.

Politycy PO i SLD jak polityczni padlinożercy , żerują na śmierci B.Blidy. Mamy setki  goebbelsów, którzy tysiąc razy kłamią, ze to J.Kaczyński ,Z.Ziobro zabili B.Blidę.

Totalną perfidią, a zarazem supermistrzowską drogą do utrwalenia  kłamstwa było  powołanie komisji sejmowej do wyjaśnienia śmierci B.Blidy. Tylko bezwzględną walką z „kaczyzmem” ,można tłumaczyć powołanie tej komisji. Cóż można wyjaśniać w tej sprawie ? Oczywisty fakt ,że B.Blida sama targnęła się na własne życie ? To ,że B.Blida miała kontakty z tzw węglowa mafią ? Od powołania tej komisji minęło 3 lata. Jak dotąd ustalono, to ,że …B.Blida popełniła samobójstwo.

Dziwie się PO,że zgodziła się na powołanie tej komisji.

Rozumiem natomiast SLD. Pragną mieć męczennika. Czekam jak niedługo będą nazywać B.Blidę świętą lewicy.

Ze strony SLD oskarżanie kogokolwiek o śmierć B.Blidy, to totalna polityczna hipokryzja Szczyt kłamstwa i obłudy.

SLD odwołuje się do totalitarnego dziedzictwa PRL-u. Jest spadkobierczynią PPR i PZPR. Czy liderzy SLD myślą, że Polacy zapomnieli, że to PZPR – totalitarna partia, wzorem NSDAP, zabijała swoich politycznych przeciwników, stosowała przemoc fizyczna, więziła tych którzy domagali się wolności ,prawdy. Romek Strzałkowski, Staszek Pyjas, Grzegorz Przemyk, ks, Suchowolec ,ks. Niedzielak, tysiące innych. Czy SLD zapomniała, o tym ,że to na polecenie PZPR, w 1956 r, zamordowano robotników w Poznaniu,  w 1970 r. zamordowano robotników w Gdyni(na drzwiach ponieśli go Świętojańską, naprzeciw glinom naprzeciw tankom chłopcy stoczniowcy pomścijcie druha, Janek Wiśniewski padł), w  grudniu 1981 r, zamordowano górników z „Wujka” . Nie wspomnę już o zamordowanym za wiarę błogosławionym J.Popiełuszce. To niewspółmierne zestawienie B.Blida i J.Popiełuszko. Propagandowe działania Michnika,  SLD i  Komorowskiego zmierzają jednak  do zrównania , zabitego za wiarę, wolną Polskę J.Popiełuszki z B.Blidą która sama targnęła się na własne życie.

Goebbels byłby  dumny. Polacy uwierzyli, że B.Blidę zamordowali Jarosław i Lech Kaczyński. Z pomocą Z .Ziobry.

III RP z michnikoidami ,Bolkami i POlszewikami na czele tryumfują.

W co jeszcze uwierzą Polacy ?

Może czas aby uwierzyli w KOmorowskiego i popierającą go sowiecką rezydenturę   z byłego WSI !!!

Powyborcza mapa Polski

No cóż czasami jest tak, że ktoś “kradnie” nasze myśli. Tym razem “moje myśli”,  temat o którym chciałem snuć przemyślenia doskonale opisał Freeman. Zapraszam do czytania. Warto.

“Jak po każdych wyborach, komentatorzy “analizują” rozkład głosów na poszczególne opcje w zależności od miejsca zamieszkania wyborców. A mnie już zabrakło zdziwienia na te głupoty, które cyklicznie od lat czytam, że “kongresówka”, że zabór pruski, austriacki… Że “porosyjski” zabór tak, a “poniemiecki” – siak.

A rzecz naprawdę jest znacznie prostsza i nie wymaga cofania się w czasie do czasów króla Popiela. Kluczem jest to, co wydarzyło się po 1945 roku.

Polska jest podzielona, to fakt, ale nie na zamożny, wykształcony zachód i północ, oraz na biedne i ciemne południe i wschód. Polska jest podzielona na “tutejszych” i “nietutejszych”.

Od urodzenia mieszkam na tzw. ziemiach odzyskanych, choć były różne przerwy :) I od razu napiszę wprost – wielka liczba mieszkańców tych terenów, to ludzie “nietutejsi”. Ich przodkowie, pierwsi osiedleńcy po 1945 r. zostali przez wojnę wyzuci z ojczyzny – tej małej, i tej dużej. Przewieziono ich w bydlęcych wagonach na tereny, o których do powstania DDR nie było wiadomo, czyje ostatecznie będą. Trwali tak w zawieszeniu nie tylko te kilka powojennych lat.

Można się zaśmiewać z Pawlaka i Kargula, którzy szybko przenieśli swoją “małą ojczyznę” na nowy grunt, jak bardzo byli zapobiegliwi i gospodarni. Tacy też byli, owszem. Ale mentalność większości tych pierwszych “osadników” widać do dziś i sprowadza się ona do cytatu z piosenki Kuby Sienkiewicza – “przewróciło się, niech leży”. Tak właśnie najczęściej wyglądają gospodarstwa – od Dolnego Śląska po Pomorze, z niewielkim obszarami schludnymi i “porządnymi”, jak w Wielkopolsce, czy na Kaszubach. No tak, ale ci gospodarze byli tam od zawsze, nie wzięli się z transportu zza Buga.

Kto nie wierzy, niech się sam przekona – zaczęło się lato, można sobie zrobić w ramach urlopu pouczający rajd po Polsce i porównać “obie ściany”.

Inni nietutejsi, zwłaszcza w północnej Polsce, to Ukraińcy przesiedleni w ramach akcji “Wisła”. Za komuny np. w dawnym woj. koszalińskim były całe miasteczka i wsie zamieszkałe przez Ukraińców. W kościołach odbywały się msze w obrządku grekokatolickim. Ci ludzie też zostali kiedyś pozbawieni dawnej ojczyzny i podobnie jak bardzo wielu zabużan – niespecjalnie odczuwali przywiązanie i sympatie do Polski.

Dużą część ludności z tych terenów stanowili też tzw. pegeerowcy (co nie jest osobną grupą, bo pegeerowcami byli i zabużanie, i Ukraińcy). Zwróćcie uwagę, gdzie były największe i najliczniejsze pegeery – właśnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Prywatnych gospodarstw było bardzo mało, bo warunki “sprzyjały” PGR-om – ogromne, raczej płaskie pola. Kaszubi w większości się uchronili przed “kolektywizacją”, bo nawet durni komuniści zdawali sobie sprawę, że najczęściej małe, strome i kamieniste poletka nie nadają się pod kombajny. No i w końcu ktoś musiał coś produkować, a nie tylko marnować.

Dlaczego o tym piszę? O tych dawnych historiach? Ano dlatego, że to nie są tak odległe czasy, jak rozbiory i dlatego, że te wydarzenia sprzed pół wieku ukształtowały mentalność wielu pokoleń, łącznie z najmłodszym.

Po pierwsze – wyzucie z ojczyzny i słabe więzi z “nową, ludową Polską”, w konsekwencji – z Polską w ogóle. W niektórych wypadkach – nawet nienawiść lub pogarda wobec Polski.

Nie twierdzę, że to norma, ale z próbki losowej, znanej mi osobiście zakładam, że myślenie w kategoriach patriotycznych dla większość tych ludzi było i jest obce. A ponieważ poglądy i mentalność najsilniej kształtuje najbliższe środowisko, rodzina – jest jak jest.

Ale to tylko jedna strona medalu. Druga to coś, co można określić jako “mentalność popegeerowską”, choć nie dotyczy to wyłącznie tego środowiska. Wedle tejże mentalności ukraść – jest dobrze. Wyrolować “karbowego” – czy to kierownik PGR-u, czy prywatny pracodawca – jest dobrze. Być cwaniakiem – jest dobrze. Robić cokolwiek najmniejszym nakładem sił przy możliwie największych korzyściach – jest dobrze. Taki etos był i jest najzupełniej normalny i akceptowany u ogromnej liczby “nietutejszych” – kilka pokoleń na to się złożyło.

Nie dziwi mnie zatem nic a nic, że tutejsi “nietutejsi” wolą UE, niż RP, że podobają im się cwaniaki, że nieróbstwo i “przekręty” nie wywołują u nich dezaprobaty, a wręcz przeciwnie – “swoi chłopcy i dziewczęta, tak trzymać!”. Na szczęście Polska “tutejsza”, Polska ludzi niewykorzenionych, nie przemielonych i zatomizowanych nadal jest jeszcze liczna. Polska tych, którzy i przed zaborami żyli na tej samej, swojej ziemi, którzy ciężko pracowali na każdy swój sukces, wśród których “Bóg, Honor i Ojczyzna” to część rodzinnej tradycji, a nie propagandowe hasełko “ciemniaków”.”

Napisał: Freeman o 20:20

Ostatni wywiad z śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim

Rozmowę z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim przeprowadził w dniu 27 lipca 2009 r. redaktor naczelny pisma “Arcana” prof. Andrzej Nowak. ”

Moim zdaniem, wywiad jest wyjątkowo interesujący.Prezydent mówił  m.in. o mediach i coraz marniejszym statusie polityka. Ujawnił, czym kierował się Jarosław Kaczyński, decydując się na rozwiązanie koalicji z Samoobroną i LPR. Prezydent wytknął również błędy propagandzistom PiS. Krytycznie ocenił działania Donalda Tuska i przegranie polityki wschodniej.

“Prezentujemy jej obszerne fragmenty w wersji nieautoryzowanej, spisanej z taśmy. “Prezydent poprosił o odłożenie autoryzacji do czasu po wyborach w 2010 roku” – wyjaśnia redakcja pisma, w notce towarzyszącej publikacji (“Arcana” nr 92 – 93, marzec – czerwiec 2010).

Andrzej Nowak, “Arcana”: – (…) Zacznijmy od pytania o możliwość (niemożliwość?) porozumienia między PiS i PO w jakiejkolwiek sprawie, np. w sprawie zmian formalnoprawnych w relacjach rząd-prezydent. Czy można się porozumieć z PO?

Lech Kaczyński: – Można mówić o pewnej ewolucji PO. Powstała ona jako partia pewnej części establishmentu. Nie lekceważyłbym wypowiedzi generała Czempińskiego [o jego roli, a zatem o roli służb specjalnych w powołaniu PO – przyp. red. “Arcana”], ponieważ jest ona zgodna z wiedzą wręcz potoczną w ścisłej elicie politycznej – wiedzą, którą obawiano się podzielić z opinią publiczną ze względu na możliwość wyciągnięcia “niesłusznych wniosków”.

– To była partia części establishmentu: tej części służb, która przystała do Wałęsy, zaraz po przejęciu przez niego władzy, a nawet wcześniej, przynajmniej od 1990 roku – choć nie jestem bynajmniej zwolennikiem diabolicznej koncepcji, że Wałęsa był zawsze “na sznurku” służb. Doszło do porozumienia tej części służb oraz pewnej części elity postsolidarnościowej, która nie to, że była jakoś ze służbami powiązana – nie, ale nie odczuwała problemu wpływu postpeerelowskich służb na proces prywatyzacji, w ogóle na Polskę. Porozumienie to, pod liberalnymi hasłami oczywiście, to był początek PO.

– Później był okres, który nazwać możemy “Rokitowym”, kiedy PO przybrała charakter pozornie antyestablishmentowy. Wiatr zmian, w opinii publicznej, po aferze Rywina był na tyle silny, że jeżeli PO nie złapałaby go w żagle, to na polu walki pozostałoby tylko PiS. Establishmentowa Platforma skazana byłaby wtedy na klęskę, a PiS uzyskałby walne zwycięstwo. PO przybrała zatem barwy partii antyestablishmentowej, z charakterystycznymi zresztą skrajnościami. Do tego doszła umowa z PiS, zawierana przez PO w przeświadczeniu, że PiS będzie w niej partnerem słabszym, stopniowo spychanym na margines przy pomocy mediów, ale jednak potrzebnym ze względu na arytmetykę sejmową.

– Co potem nastąpiło? PO w sytuacji podwójnej porażki w wyborach 2005 roku nie zdecydowała się na współudział we władzy. Z partii antyestablishmentowej wróciła szybko do roli zdecydowanie wspierającej establishment. Lustracja, likwidacja WSI – to były hasła wyborcze Platformy. Formalnie wciąż była za tym, faktycznie jednak zaczęła torpedować realizację tych haseł. W końcu Rokita, symbolizujący w jakimś stopniu poprzedni, antyestablishmentowy zwrot PO, został zlikwidowany.

A jak teraz pan prezydent ocenia Platformę?

– W tej chwili jest to wciąż partia establishmentu, która jednak – jak się zdaje – nie spełniła wszystkich jego oczekiwań. I stąd powstają pewne napięcia i powstaje SD. Tusk nie tylko wyeliminował Rokitę, ale nie zaakceptował również wpływu grupy, nazwijmy ich tak, dawnych pułkowników.

– Tusk nie ma w ogóle serca do służb specjalnych. One nie odgrywają w jego rządzie żadnej specjalnej roli. W tym swoistym nastawieniu Tuska, które akurat w tej konkretnej sprawie odegrało pozytywną rolę, ograniczając wpływy dawnych służb, odbija się jego generalna postawa. Państwo dla niego nie jest ważne, armia nie jest ważna, służby nie są ważne. Jak mówi sam Tusk, jego syn, Michał, może mu w minutę znaleźć w internecie to, co w tajnym raporcie podsuwają mu służby.

Jak w tej sytuacji, przy takim nastawieniu, Tusk i Platforma mogą podchodzić do ewentualności wspólnego działania w sprawie np. (…) reform prawno-ustrojowych?

– W Polsce stała się po 2005 roku rzecz zła. Napięcie między PiS a PO osiągnęło taki poziom, jak między chadekami a socjalistami w międzywojennej Austrii. To już ma siłę samonośną. Napięcie tego konfliktu jest daleko poza granicami racjonalności. Ma ono w znacznej części swoje źródła w swoistym obciążeniu psychicznym, jakie pozostawiła podwójna porażka PO w 2005 roku. Ta frustracja była rozładowywana w takiej sytuacji, że media były przeciw PiS, stanowiły zatem znakomity nośnik dla werbalnej agresji PO – przy oskarżaniu drugiej strony o tę agresję. To z kolei rodziło zrozumiałą repulsję po stronie PiS.

– Taka sytuacja tworzyła znakomity kontekst do powrotu PO na łono establishmentu, do stopniowego wypierania SLD z roli głównej partii establishmentu. Są tego zresztą nawet pozytywne konsekwencje. Kiedyś, przed aferą Rywina, mówiono, że kto nie bywa u Urbana, ten nie jest w Polsce wpływowy. Teraz zaczyna być tak, że nikt, kto bywa u Urbana, nie jest wpływowy. To oczywiście zaczęło się za rządów PiS, które gwałtownie odcięło tę grupę od wpływów. Później Platforma zaczęła tę grupę przyciągać, ale już nie na poziomie politycznym.

“Bywanie” u kogo jest oznaką wpływów politycznych w Polsce roku 2009?

– Ja takiego lokalu nie znam.

Niektórzy taki symboliczny ośrodek obecnego establishmentu wskazują w TVN.

– TVN jest na pewno takim ośrodkiem establishmentu potwornie nienawidzącego PiS i obawiającego się powrotu do władzy tej partii. Czy istnieje jednak konkretny “salon”, który dyktowałby warunki współczesnej polityce w Polsce? Moim zdaniem: nie. Tusk jest otoczony przez współpracowników, którzy tworzą taką wąską, męską grupę – chłopaków od gry w piłkę. Oni oczywiście żadnego salonu nie tworzą. Tusk nad tą grupą wyraźnie dominuje.

Z tego obrazu, jaki pan prezydent naszkicował, po raz kolejny wynika, że realna władza w Polsce to rząd, a w rządzie premier Tusk. To byłby może nawet obraz pocieszający dla zwolenników tradycyjnej demokracji. Coraz bardziej bowiem nasila się wrażenie, że polityka jest tylko teatrem, w którym politycy, nawet ci najważniejsi, odgrywają role marionetek. Poruszają nimi znacznie potężniejsze od nich grupy interesów, które będą w stanie odrzucić nawet Tuska, kiedy tylko przestanie im być potrzebny, i zastąpić go Piskorskim czy Olechowskim…

– Raczej tak nie jest. Tusk idzie na różnego rodzaju umowy z establishmentem, zwłaszcza w tych dziedzinach, gdzie chodzi o poparcie medialne – np. z TVN. Sam nie jest osobiście szczególnie zrośnięty jakimiś więzami kapitałowymi. Tu nie ma przypadku takiego zrośnięcia, jakie miało miejsce w elitach SLD. Oczywiście, takie zrosty występują na poziomie elit lokalnych PO, jak wskazują na to kolejne, wyciszane przez media, aferki. Nie jest jednak tak, że Kulczyk, Krauze czy inni oligarchowie mają takie “wejścia” w obecnym rządzie, jak mieli dawniej, i że Tusk się ich boi. Nie, takiego zrośnięcia polityki z wielkim biznesem dziś na szczeblu centralnym nie ma.

– Platformie potrzebne jest wsparcie medialne – i o to wsparcie konsekwentnie, niemal za wszelką cenę zabiega. (…) Nie jest natomiast tak, by Tusk był prostym wykonawcą jakiegoś biznesowego centrum establishmentu.

Pan prezydent podkreślił wielkie znaczenie zabiegów o poparcie mediów. Czy kluczową sprawą dla przyszłości polityki, jej kształtu, nie staje się w tej sytuacji kwestia kapitału medialnego?

– Kapitał medialny jest sprawą bardzo ważną. Oczywiście środowisko dziennikarskie ma swoją autonomię, ale w praktyce stopień zależności dziennikarzy od tego kapitału jest bardzo znaczny. Kto posiada konkretne tytuły czy stacje nadawcze – ten dyktuje w znacznym stopniu obraz rzeczywistości. Widać to na przykładzie “Dziennika”, widać na tylu innych. Teza, że powstał pewien ośrodek władzy w postaci TVN, “Gazety Wyborczej” czy jeszcze Radia Zet, jest w jakimś sensie prawdziwa, ale jednak oddziaływanie między tym ośrodkiem a rządem PO jest wzajemne. Owszem, Tusk dostał ostatnio parę ostrzeżeń od swoich medialnych “partnerów”.

– Problem w relacji między mediami a politykami polega jednak na czymś innym jeszcze, co nie jest zresztą specyficzne dla Polski tylko, ale ma charakter zjawiska ogólnoświatowego. To jest problem coraz marniejszego statusu polityka. Zarobki polityków porównywane są do średniej krajowej. Zarobki menedżerów czy dziennikarzy – raczej nie. (…) To jest selekcja w znacznym stopniu negatywna. Gdzie indziej może zarobić więcej, a w polityce dodatkowo narażony jest na ogromny nacisk kontroli medialnej nad swoim życiem, nawet osobistym. Od tego nacisku, jako menedżer czy dziennikarz, byłby wolny. Prowadzi to do konsekwencji tak niemiłych dla każdego rządu, jak konieczność organizowania “łapanki” na stanowiska wiceministrów. Trzeba często brać w tej sytuacji ludzi niedoświadczonych.

Przychodzą ludzie, którzy gotowi są zapłacić tę cenę w zamian za korzyści, jakie daje im poczucie prestiżu czy władzy, ale może przyjdą też do polityki ludzie ideowi, gotowi do służby publicznej?

– Ludzie służby w warunkach stabilizacji trafiają się rzadko. Poza tym ludzi służby potrzebuje nie tylko polityka. Wielu z nich w sposób demonstracyjny unika polityki i wybierze raczej służbę cywilną, dyplomację czy służby specjalne. Dam przykład. Przed chwilą podpisałem nominację na stanowisko szefa Kancerlarii Prezydenta dla Władysława Stasiaka. Przez długie lata podkreślał on, że nie jest politykiem. To pierwszy rocznik absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, potem mój współpracownik z NIK, potem jeszcze wiceprezydent Warszawy. Nie chciał, jak wielu innych ludzi gotowych do służby publicznej, by przylgnęło do niego piętno polityka. Tak, piętno – bo media, w szczególności tabloidy, tworzą obraz polityków jako zapijaczonej, skorumpowanej, uprzywilejowanej bandy.

– Polska klasa polityczna jest zapewne grzeszna, jak większość przeciętnych ludzi, ale nie jest specjalnie uprzywilejowana, za to poddana jest totalnej kontroli medialnej. Trzeba być rzeczywiście nałogowcem polityki, żeby się na nią zdecydować. Ja akurat jestem prawdziwym narkomanem polityki i dzień 8 czerwca 2000 roku, kiedy do polityki wróciłem wspominam jako jeden z najszczęśliwszych w moim życiu. No, ale na świecie narkomanów, w każdym razie narkomanów polityki nie jest tak wielu… Problem zdegradowania polityki, statusu polityków, przy wielkim udziale mediów, pozostaje jednak bardzo poważny.

Media w Polsce nie degradują jednak polityków w sposób równomierny, ale wybierają cele czy pewną hierarchię tej degradacji w taki sposób, że symbolem tego wszystkiego, co najgorsze w polityce, stał się PiS.

– PiS jest konsekwentnie antyestablishmentowy: to jest najprostsza przyczyna. W kierownictwie tej partii istnieje pewien poziom nieprzekupności. Mój brat jest człowiekiem niezwykle mało czułym na uroki tego świata – może poza tym, że bardzo lubi dobrze zjeść. Nawet jeżeli jego przyjaciele z kierownictwa partii są pod tym względem po cichu inni, to jednak trzyma ich na tyle mocno, wyznacza standardy w takim stopniu, że fala korupcji podsuwanej przez establishment rozbija się. Państwo pod rządami PiS zaczęło dotykać niedotykalnych. Niedotykalne były WSI – i zostały rozwiązane. Niedotykalny był Kulczyk czy Krauze – i uszli z kraju… Reakcja związanych z establishmentem mediów jest więc oczywista.

(…)

Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy błędem nie było zerwanie koalicji z Samoobroną, które doprowadziło ostatecznie do upadku rządu PiS? Niektórzy wręcz zastanawiają się, czy błędem nie było uderzenie w Leppera za pomocą CBA?

– Nie, to nie było możliwe, aby sprawę łapówkarską ukryć. To była kwestia wprowadzonych przez PiS mechanizmów, a także osobowości ludzi, którzy zostali wybrani do ich obsługiwania. Wprowadzony został pewien automatyzm walki z korupcją. Otóż wyobraźmy sobie teoretycznie, że mój brat mógłby przymknąć oko na próby korupcji u koalicjanta, wtedy jednak Mariusz Kamiński, jako szef CBA, nie mógłby tego, ze względów osobowościowych właśnie, zaakceptować. Elastyczność Kamińskiego w tym zakresie wynosi dokładnie zero. To jest chodząca rewolucja.

– Był jednak inny, ważniejszy może nawet problem mentalności czy obyczajowej granicy, jaka wystąpiła w relacjach z Samoobroną. Jarosław nie mógł znieść tego, co ujawniła tzw. seksafera. Zeznania pani Anety Krawczyk można było jeszcze uznać za wydumane, ale kiedy wyszły na jaw sprawy Łyżwińskiego, sprawy faktycznych gwałtów – to już było nie do zniesienia. To była swego rodzaju kulturowa granica, której przekroczyć nie było można. Jarosław zaczął zmierzać w kierunku wyborów.

– Zasadnicze błędy popełniono natomiast w kampanii wyborczej. Problem korupcji został w znacznym stopniu rozwiązany, nie powinien był więc zostać wysunięty jako naczelne hasło kampanii PiS w 2007 roku. Powinien być wysunięty na to miejsce olbrzymi sukces gospodarczy Polski w ciągu dwóch lat rządów PiS. Oczywiście, koniunktura była pomocna, ale wyniki były uderzająco korzystne: gwałtowny wzrost konsumpcji, sprzedaż detaliczna wzrosła w ciągu tych dwóch lat o 30 %, dalej: gwałtowny spadek bezrobocia, wielki wzrost inwestycji; od 2006 roku więcej ludzi zaczęło do Polski wracać niż z niej wyjeżdżać. Zasadniczo wzrosło także poczucie bezpieczeństwa. W ciągu tych dwóch lat szybkiego marszu w górę materialnych aspiracji społeczeństwo się zmieniło.

– Tej zmiany propagandziści PiS nie zauważyli. Zrezygnowali z nawiązania do tych rozbudzonych aspiracji, zostawiając całe to pole Platformie, a sami zdecydowali się straszyć ludzi nadal korupcją. (…)

Cena utraty władzy przez PiS była duża, przede wszystkim, jak się wydaje, w polityce zagranicznej. W tym zwłaszcza w nowej, realizowanej przez pana prezydenta, polityce wschodniej?

– Nowa polityka wschodnia była nastawiona przede wszystkim na Zachód. Wstępne moje rozpoznanie naszej sytuacji Unii Europejskiej i w NATO, zwłaszcza w Unii, wykazało, że pozycja Polski jest marginalna. Chcąc ją wzmocnić, postanowiłem ją oprzeć na kierunku południowo-wschodnim: przez Ukrainę ku Azerbejdżanowi i Gruzji.

Ponieważ świetnie układały się stosunki z prezydentem Litwy, Valdasem Adamkusem, doszedłem do wniosku, że lepiej będzie działać w parze – ze względu na jego osobisty autorytet, nasze historyczne związki. Nawiązanie kontaktu z Azerbejdżanem nie było trudne – tak ze względu na pozytywne odniesienie do bolesnego dla nich problemu Nagornego Karabachu, który zabrała Azerom Armenia, jak też na ambicje prezydenta Alijewa, by rządzić swoim krajem niezależnie od Rosji. Również ścisłe kontakty z Gruzją Saakaszwilego udało się nawiązać bardzo szybko. To wszystko zaczęło się jednak oczywiście od Juszczenki, od Ukrainy.

– Pomysł powiązania tych państw w bloku połączonym współpracą energetyczną i strategiczną wspólnotą interesów, konkretny pomysł rurociągu Odessa-Brody uzgodniony został na statku, którym pływaliśmy razem z Juszczenką po Dnieprze. Popracowaliśmy razem i już po roku był szczyt energetyczny w Krakowie – z udziałem prezydentów Litwy, Ukrainy, Azerbejdżanu i Gruzji.

Nasuwa mi się pewne skojarzenie historyczne. Otóż było już wcześniej pewne symboliczne spotkanie na statku pływającym po Dnieprze. To było 220 lat wcześniej, kiedy Stanisław August Poniatowski zabiegał przez wiele miesięcy o posłuchanie u Katarzyny II – i uzyskał je łaskawie: na pół godziny na Dnieprze pod Kaniowem. Niczego jednak więcej poza spotkaniem dla Polski nie zdobył. Czasem można odnieść wrażenie, że część polityków w Polsce, w 2008 czy 2009 roku, rozumuje w taki sposób: byle się spotkać z następcami Katarzyny, pokazać, że jesteśmy godni tego zaszczytu, a już jakoś to będzie… Tyle tylko, że taka “polityka” stoi w oczywistej sprzeczności z polityką wschodnią, którą opisuje pan prezydent. Nie można prowadzić dwóch sprzecznych polityk zagranicznych jednocześnie, bo się nawzajem znoszą i kompromitują.

– Tu odsłania się pewna różnica mentalna między PiS a Platformą. PiS, przy wszystkich swoich słabościach, jest partią ludzi, którzy starają się patrzeć na interesy Polski w szerszej perspektywie, w perspektywie jej godnego miejsca w Europie. Platforma jest taka pragmatycznie “dojutrkowa” – a swój “pragmatyzm” opiera na widzeniu Polski jako niedużego i słabego państwa. Ja, a jeszcze bardziej brat, mamy krytyczne spojrzenie na naszą historię, ale to nie zmienia faktu, że chcemy Polski tak silnej, jak to tylko możliwe, i wpływowej, jak tylko się da. Uważam, że status Polaków w jednoczącej się Europie, nasz status jako obywateli Europy, od tego właśnie zależy: od tego, jak silna będzie Polska, jaki będzie jej status jako państwa.

W jakim stopniu zmiana orientacji rządu Donalda Tuska w polityce wschodniej zniweczyła tę linię polityczną, którą próbował realizował pan prezydent?

– W dalszym ciągu próbuję ją utrzymywać. Skoro Azerbejdżan przyznał mi teraz order Gejdara Alijewa – wiem, że z kilku względów nie wszystkim może się taki order i jego patron podobać – jako drugiemu cudzoziemcowi, po Mścisławie Rostropowiczu, a pierwszemu politykowi – to znaczy, że w Baku jest wciąż zainteresowanie naszą aktywną polityką wobec tego regionu. Podobnie jest z Gruzją.

– Zamiast tej polityki oferuje się nam “partnerstwo wschodnie”, które jest związane z ogromną ilością wewnętrznych sprzeczności, i które wiąże się także z urażeniem Litwy, odepchniętej w tej szwedzko-polskiej inicjatywie na margines. No i mamy od razu rezultaty. Dokąd pojechała nowa pani prezydent Litwy z pierwszą wizytą? Do Sztokholmu. Polityka ministra Sikorskiego polega na waleniu pięścią w stół wobec słabszych i pokorze wobec silniejszych. Ja prowadziłem politykę dużej wyrozumiałości wobec słabszych naszych partnerów i nieulegania naciskom silniejszych.

– Rozumiałem i rozumiem bolesny charakter problemu złego traktowania polskiej mniejszości na Litwie; ubolewam nad kompleksami wynikającymi z litewskiego nacjonalizmu i nad ich skutkami dla Polaków tym kraju. Jednak walenie pięścią w stół i zrywanie strategicznej współpracy z Litwą nie jest dobre.

– Ta współpraca w polityce wobec Azerbejdżanu, Gruzji, w pewnym stopniu także Ukrainy, współpraca również na terenie Unii Europejskiej, dawała bardzo dobre rezultaty. Teraz zostawiliśmy Litwę samą w jej polityce oporu wobec dyktatu Moskwy. To wszystko w zamian za drobne korzyści. Albo korzyści czysto PR-owskie, takie jak przyjazd Putina do Polski, albo takie, jak otwarcie żeglugi przez Zalew Wiślany. Ta ostatnia kwestia pokazuje jednak, jak należy postępować: decyzja rządu mojego brata, by przekopać Mierzeję Wiślaną na naszym odcinku i w ten sposób odblokować bez żadnej łaski i warunków Rosjan Zalew i port w Elblągu, spowodowała natychmiast reakcję Moskwy: ich gotowość do otwarcia żeglugi przez Cieśninę Pilawską. Naszego przekopu nie mogliby zablokować, więc wolą otworzyć na razie cieśninę, którą potem, w każdej chwili, znowu będą mogli zamknąć. A teraz rząd Tuska ogłosi to jako swój wielki sukces…

Czy jest w ogóle możliwość odnowienia polityki zagranicznej prowadzonej przez pana prezydenta i rząd PiS w latach 2006-2007? W nowych warunkach zewnętrznych, które już od polskiej polityki nie zależą, takich warunkach, jakie obecnie tworzy znacznie gorsza sytuacja na Ukrainie, nowa, mniej skora do współpracy z Warszawą pani prezydent Litwy, coraz większa gotowość do współpracy strategicznej z Rosją w Niemczech, czy wreszcie zmiana administracji w Waszyngtonie?

– Warunki są obiektywnie dużo trudniejsze. Ale szanse odnowienia naszej polityki pozostają. Polityka na linii litewskiej, łotewskiej, azerskiej, gruzińskiej i ukraińskiej wymaga troskliwego pielęgnowania. Wymaga pewnych ofiar, także materialnych, ale przecież stosunkowo niewielkich, jak na rozmiary naszego PKB. Na przykład wykup Możejek był pewną ofiarą. Przekonująco jednak wykazał on, jak ważny był to krok dla Rosji, skoro rafineria w Możejkach została natychmiast podpalona i ten fakt został natychmiast szeroko “rozreklamowany” w niektórych środowiskach w Polsce jako dowód na nieopłacalność naszej polityki.

– Nie ma wątpliwości, że polityka prowadzona przez nas jest bardzo “doceniania” w Moskwie. Pytanie tylko, na ile jest ona traktowana tam jako nasza samodzielna polityka, a na ile jako przedłużenie polityki amerykańskiej? Rosyjska propaganda tworzy taki mit – wasalnego związku polskiej polityki wschodniej z Waszyngtonem. Nie wiem, do jakiego stopnia oni sami w ten mit wierzą? Na pewno jednak są przekonani, że związki między naszą polityką a amerykańską są silniejsze niż one naprawdę są.

Jak jednak na możliwości naszej aktywnej polityki wschodniej wpływa obecna zmiana administracji w Waszyngtonie?

– To wszystko jest w trakcie dziania się. Obama nie ma jeszcze uformowanej polityki wobec Rosji. Przypomnę początki administracji Clintona – fatalne dla nas. W określaniu polityki wobec Rosji dominował skrajnie prorosyjski podsekretarz stanu Strobe Talbott. I co? Za Clintona Polska weszła do NATO. Teraz też polityka zagraniczna Obamy jest jeszcze niedookreślona. (…)

– Wracając jednak do możliwości naszej polityki, trzeba stwierdzić, że elementarnym błędem rządu Tuska było potraktowanie sprawy tarczy antyrakietowej. Priorytetowym przedsięwzięciem moim i poprzedniego rządu była właśnie tarcza.

Można było już ją mieć?

– Tego nie wiem, natomiast na pewno można było wcześniej podpisać umowę z Amerykanami w tej sprawie, co na pewno zwiększyłoby zasadniczo szansę sfinalizowania tej sprawy. To, co dzisiaj rozumieją Kwaśniewski, Wałęsa, Rotfeld [chodzi o podpisany przez tych m.in. polityków publiczny list wzywający do utrzymania amerykańskiej obecności w Europie Środkowo-Wschodniej i zainteresowania nowej administracji waszyngtońskiej tym regionem – przyp. red. “Arcana”], tego rząd Tuska nie rozumiał jeszcze w lipcu zeszłego roku. To są skutki owego dojutrkowego pragmatyzmu, jaki w polityce tego rządu łączy się z lękiem przed każdą śmielszą decyzją i ma całkowicie dostosowawczy charakter.

– (…) Teraz rzeczywiście w Europie mamy trudniej. Wpływy rosyjskie w kluczowych krajach Unii rosną. Obama musi wydawać potworne pieniądze na opanowanie sytuacji wewnętrznej. Świetnie pojmuje, że stopień oligarchizacji społeczeństwa amerykańskiego przekroczył granice rozsądku, i że trzeba tę tendencję zahamować – tu go bardzo dobrze rozumiem. To jednak wymaga gigantycznych środków. Próbuje więc dążyć do spacyfikowania sytuacji na świecie, by ostatecznie zmniejszyć swoje wydatki na politykę zagraniczną oraz obronną i mieć wolne ręce dla polityki wewnętrznej. To tworzy doskonałą sytuację dla Rosji, dla Iranu, dla Chin.

– Wydaje się, że Rosję czeka teraz w jej polityce zagranicznej dużo sukcesów: “odzyskanie” Ukrainy, “przyduszenie” Gruzji. Jedyną szansą jest to, że rosnące gwałtownie sukcesy Rosji mogą w perspektywie obudzić przeciwdziałanie i spowodować porażkę jej imperialnych planów.

Może więc teraz zwycięży w Polsce rozumowanie, zgodnie z którym lepiej się z silną i rosnącą w siłę Rosją porozumieć, machnąć ręką na całą tę politykę wschodnią, która tak irytuje Moskwę?

– Tak, rzeczywiście bardzo irytuje. Moskwa grała teraz wyraźnie w taki sposób, by nie było tego strasznego prezydenta Kaczyńskiego w czasie obchodów 1 września w Gdańsku: albo będzie Kaczyński, albo przyjedzie Putin. Na szczęście tego Tusk nie dał sobie narzucić, by Moskwa decydowała, gdzie w kraju wolno być prezydentowi, a gdzie nie. Tak to mogło być w 1944 czy 1945 roku.

– W latach 2005-2007 Polska, razem z Litwą, Łotwą i Estonią i niekiedy także z Czechami, stanowiła swoisty opornik przeciw nadmiernie prorosyjskiej polityce w Unii. Przypominaliśmy konsekwentnie o sprawie bezpieczeństwa energetycznego i o innych sprawach, w których Rosja wystawiała solidarność europejską na próbę. Teraz tak nie jest. Z tej roli rząd Tuska się wycofał.

Jakie pan prezydent wskazałby największe sukcesy swojej dotychczasowej, niemal już czteroletniej pracy na tym stanowisku?

– To, że nie ma już WSI. To, że udało się w latach 2005-2007 uniknąć większych konfliktów społecznych. Otwarcie perspektyw na Wschód. Wreszcie: wynegocjowanie ostatecznej treści traktatu lizbońskiego. Nie jestem entuzjastą tego traktatu, ale uważam zasadniczą poprawę jego ostatecznych zapisów za bardzo ważne dla Polski osiągnięcie. Niestety, muszę dodać, było ono bardzo brutalnie negowane przez część “dziennikarzy IV RP”, którzy opisali wynik tych negocjacji i samo przyjęcie traktatu jako klęskę. To bardzo mnie boli. (…)

Wreszcie ostatnią sprawą, o której bym wspomniał, była interwencja w sprawie obsadzenia przez arcybiskupa Wielgusa warszawskiej metropolii.

Czy pan prezydent widzi możliwość dotarcia z przekazem patriotycznym, wspólnotowym, do nowego pokolenia, które zdaje się oddalać coraz bardziej od poczucia wspólnoty, od rozumienia jej historyczno-kulturowego sensu?

– W tej chwili to jest ogromnie skomplikowane. Falowanie społecznych nastrojów jest niezwykle trudno przewidywalne. Po zaspokojeniu innych potrzeb, bardziej materialnych i indywidualnych, mam nadzieję, iż przyjdzie czas na zaspokojenie potrzeby tożsamości i znaczenia swojej wspólnoty. Staram się sprzyjać temu wszystkiemu, co w zdrowy sposób budzi takie właśnie potrzeby. Temu przecież służy dobrze Muzeum Powstania Warszawskiego, temu służy prowadzona przeze mnie polityka odznaczeniowa, hucznie obchodzone – często zapomniane dotąd – rocznice ważnych wydarzeń z naszej, zwłaszcza XX-wiecznej historii. (…) Staram się wykorzystać każdą dobrą okazję, by Polakom przypomnieć, skąd się bierze nasza wolność i nasza tożsamość.

– Moim problemem nie jest to, żeby coś wymyślić, tylko to, żeby ze swoimi inicjatywami przebić się przez swoisty medialny wulkan kłamstw na temat mojej prezydentury. Mój wybór z 2005 roku został przez znaczną część dysponującej mediami elity III RP uznany za “nieprawomocny” – i tak pozostaje do dziś. Przeciw tej walce znacznej części mediów z wszystkimi niemal istotnymi aspektami polityki, jaką staram się prowadzić, nie mam innego sposobu, jak tylko próbować docierać konsekwencją swoich działań do obywateli.

Kropla drąży skałę… Może w końcu wydrąży. Bardzo dziękuję panu prezydentowi za rozmowę.

Rozmawiał Andrzej Nowak