To byli zawodowcy. Prawdziwi profesjonaliści. Zadbali o każdy szczegół. Prawie o każdy. Chcieli wyłudzić odszkodowanie komunikacyjne, równowartości ponad 100 tys. euro. Sfingowali kolizję drogową dwóch pojazdów, jeden zajechał drogę drugiemu, wyniku czego luksusowy Mercedes miał uderzyć w drzewo i ulec znacznemu uszkodzeniu. Wszystko się zgadzało, byli świadkowie, którzy widzieli kolizję, na miejsce zdarzenia przyjechała policja, która ukarała sprawcę mandatem. Jednak firma ubezpieczeniowa odmówiła wypłaty odszkodowania. Nie miała żadnych konkretnych podstaw, ale złożyła zawiadomienie o usiłowaniu wyłudzenia odszkodowania. W toku śledztwa powołano biegłego d/techniki motoryzacyjnej, który w wydanej opinii stwierdził, że z uwagi na grubość drzewa, ułożenie po kolizyjne pojazdu nie może wykluczyć, że faktycznie doszło do zderzenia samochodu z drzewem. Na drzewie zabezpieczono metalowe części pojazdu, które pochodziły z rozbitego samochodu. Jednakże prokurator prowadzący śledztwo, kazał także zabezpieczyć kawałki drzewa znajdujące się na przedniej części rozbitego „Mercedesa”. Te próbki drzewa, zabezpieczone w samochodzie, zostały przebadane i porównane z próbki pobranymi z drzewa o które miał rozbić się pojazd. Analiza materiału organicznego na podstawie struktury DNA drzewa, pozwoliła jednoznacznie biegłym ustalić, że w rozbitym pojeździe nie znajdują się kawałki drzewa w które to miał rzekomo uderzyć samochód. To badanie przesądziło o skazaniu sprawców.
Gdy ktoś pyta mnie(na ogół kpiącym tonem) czy wierzę, że w „Smoleńsku” naprawdę był zamach, spokojnie odpowiadam, że na pewno wierzę, że śledztwo było fatalnie prowadzone, że nie zbadano wraku, oryginalnych „czarnych skrzynek”, nie przeprowadzono wielu czynności procesowych i ekspertyz.
Śledztwo „smoleńskie” nie było prowadzone aby wykryć PRAWDĘ, ustalić co się stało. To śledztwo prowadzono aby udowodnić tezę zaprezentowaną już kilkanaście minut po katastrofie, gdy Tusk i elita PO wysyłała słynnego smsa „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.
Zawsze przypominam sobie opisaną powyżej sprawę o wyłudzenie odszkodowania, gdy myślę o katastrofie smoleńskiej i dyskusji na temat , czy doszło do uderzenia w pień tzw. „Stalowej BRZOZY”, w wyniku którego samolot utracił część skrzydła. Fizycy prowadzą szczegółowe, aczkolwiek tylko TEORETYCZNE badania, czy doszło do uderzenia, skrzydłem w drzewo czy też jednak nie doszło.
Gdybym , Ja prowadził śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, to pierwsze co bym zrobił, to kazałbym pobrać fragment brzozy do badań, a następnie z dokonać szczegółowych oględzin uszkodzonego skrzydła i zabezpieczyłbym odłamki drzewa, które bez wątpienia powinny być na tym skrzydle. Te kawałeczki drzewa kazałbym zbadać w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Warszawie. Identyfikacja oparta na analizie DNA jądrowego i organellowego drzewa, umożliwi określenie genotypu konkretnego drzewa. Wtedy będziemy mieli 100 % pewność, czy ślady drzewa znajdujące się na skrzydle pochodzą z brzozy. To będzie pewność porównywalna do odcisku palca znalezionego na miejscu przestępstwa. Nie przekonują mnie zdjęcie brzozy z tkwiącymi w niej jakimiś metalowymi kawałkami. Pokażcie kawałki brzozy, które znajdują się na zniszczonym skrzydle. Zbadajcie te odłamki drzewa, czy mają takie samo DNA jak brzoza Wtedy dopiero będzie można uznać bez żadnych wątpliwości, że faktycznie samolot uderzył skrzydłem w tę brzozę. Wtedy zakończymy teoretyczne rozważania fizyków czy samolot uderzył czy nie uderzył w brzozę!
Jutro minie 6 lat od katastrofy smoleńskiej. Wierzę, że nowy, uczciwy, profesjonalny zespół prokuratorów, kierowany przez prokuratora Marka Pasionka Może czas aby przeprowadzić badania DNA odłamków brzozy i ujawnić opinii publicznej wyniki tych badań.
Wierzę, że teraz śledztwo będzie prowadzone, aby ustalić prawdę o katastrofie smoleńskiej, a nie po to , aby bronić tezy Tuska, że przyczyną katastrofy było zderzenie z brzozą, do którego doprowadzili piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów.